— Robi się zimno.Im dalej na północ, tym krócej trwało ciepło; rośliny zawsze musiały się spieszyć. Ale tutaj, w otoczeniu dymiących sporadycznie gejzerów, nie było ani śladu jesieni. Dolina Żywej Skały, wiecznie uwięziona w środku lata, trwała teraz w ciszy i mroku.
Kristoffowi nigdy właściwie nie podobała się ta nazwa. Trolle i skały były zupełnie inne.
Rozpiął kurtkę i spojrzał na ich zastygłe w bezruchu sylwetki – mimo że w tej chwili nie różniły się zbytnio od mchów i porostów na otaczających ich drzewach i kamieniach, nie były n i m i – a później na siedzącą obok niego księżniczkę, której twarz znajdowała się blisko.
— Cóż, jesteśmy na Helvegen. Odtąd będzie już tylko zimniej. — Im dalej od skulonego na południowym wybrzeżu Arendal, im bliżej listopada, im później. Ale on wcale tego nie czuł. Czuł tylko, że zaczyna się pocić.
Trolle.
Księżniczka.
Kurwa.
Pomyślał o swoim życiu. Zawsze chciał tylko, żeby było proste, nieskomplikowane. Pełne kieratu zim zajętych wycinaniem lodu z jeziora i lat spędzonych na dorywczych zajęciach i nadziei, żeby do kolejnego sezonu dało się uciągnąć z ostatniej pensji.
Żadnych magicznych królowych, zmiennokształtnych stworów i zbyt wielu myśli.
To byłoby dobre życie.
Podniósł dłoń, chłodną w miejscu, w którym trzymała ją Anna, i przeciągnął nią po twarzy.
— Chyba rozprzęgnę Svena — rzucił pospiesznie.
— Dobrze — zgodziła się. Tak blisko.
— Dobrze — powtórzył jak echo.
Kiedy dotarł do wozu – całe kilka stóp dalej – był wyczerpany, jakby właśnie przedarł się przez guobla*, a nie zdeptał jedynie parę kępek mchu. Która mogła być godzina?
Kilka ostatnich dni – ciągła, niespokojna gonitwa – zaczęło właśnie odciskać na nim swoje piętno. Czasem miał wrażenie, że drżąca od energii dolina wysysa ją z tych, którzy ją odwiedzają. Nawet wznoszący się nad nimi księżyc wyglądał na blady i zmęczony.
To miejsce, kobierzec z granatu i zieleni, było równie niebezpieczne, co piękne, trujące czerwone muchomory.
Sven zastrzygł niespokojnie uszami, kiedy Kristoff sięgnął, żeby rozpiąć popręg.
— No już, lávvi** — odezwał się, żałując, że nie zna więcej słów w języku, który zdawał się najbardziej go uspokajać. Mógłby co najwyżej wyrecytować mu wszystkie imiona śniegu.
Chrapy renifera drżały, kiedy Kristoff przesuwał wzdłuż nich wskazującym palcem. Czuł niespokojny galop jego serca; Sven prawie nadepnął mu na stopę, próbując wcisnąć łeb pod pachę.
Delikatnie, ale stanowczo go odepchnął, a drugą ręką bez przekonania poklepał się po pustych kieszeniach.
— Cóż — mruknął. Uszy Svena obijały mu się o wnętrze dłoni jak skrzydła motyli, kiedy sięgnął, żeby go za nimi podrapać. — Chyba będziesz musiał poczekać na brązowy cukier, aż zobaczysz się z Ninni. Myślisz...
Urwał, kiedy poczuł narastające w okolicach mostka ciepło. Wsunął rękę za kołnierz koszuli i wyciągnął rzemyk z bryłką kwarcu. Zwykle wyglądał jak zwyczajny kryształ górski, ale teraz, w Dolinie Żywej Skały, płonął jak małe słońce.
Upuścił rzemyk z powrotem za kołnierz, kiedy kątem oka dostrzegł jakiś gwałtowny ruch.
Nagle Anna krzyknęła. Coś w jej głosie przepełniło go grozą.
CZYTASZ
Heimr Árnadalr
Fanfic„Przeszłość ma w zwyczaju powracać. A gdy to nastąpi... musimy być przygotowani". Brzemię klątwy królowej zaczyna ciążyć całemu królestwu. Księżniczka musi walczyć o swoje szczęśliwe zakończenie z dawnymi demonami. Na wydobywcę lodu zostają nałożone...