październik 1868
Król Rúnar mierzył szablą w kierunku Północy. Wyglądało to tak, jakby czubek ostrza rozpruł niebo w miejscu, z którego spomiędzy chmur wyglądały blade promienie słońca.
Jak w sadze o Arenie: obietnica, groźba, wyzwanie.
Miał zaciśnięte zęby, ugiętą jedną nogę i rozwichrzone włosy. Ciężki wojskowy płaszcz kłębił się za jego plecami jak wzburzone morze i rzucał cień na Kongeligplass.
Wyglądał prawie jak żywy.
— Król Rúnar, niech spoczywa w pokoju, upewnił się, że ci z Północy nie będą nam już wchodzić w drogę — wyjaśniła szeptem kobieta, która na chwilę zatrzymała się przed pomnikiem razem z synkiem. Chłopiec wyglądał na młodszego niż Anna w swoim ostatnim prawdziwym wspomnieniu, więc miał prawo zapytać.
W słońcu wczesnej jesieni złociło się motto rodziny królewskiej: Pro Arendale. „Za Arendelle". Podpis mówił tylko Rúnar, nic więcej. Wszyscy przecież wiedzieli, kim był jej dziadek.
Niektórzy nawet ściągali czapki i skłaniali głowy, kiedy przechodzili obok – zupełnie jak Kristoff, kiedy po raz pierwszy został zaproszony do zamku i Anna prowadziła go korytarzami, pokazując portrety przodków wiszące na ścianach po drodze. Rozśmieszał ją wtedy.
Teraz tylko oblizała usta – nad górną wargą osiadł jej smak soli, którą przyniosła ze sobą bryza znad fiordu – a później wdrapała się na postument.
Planowała wskoczyć, ale w obecności dziadka, nawet jeśli był już tylko rzeźbą, zawsze czuła się niewystarczająca. Jakby nie zrobiła jeszcze wystarczająco wiele.
On był tylko Rúnarem, a ona tylko Anną, i chyba jeszcze nigdy nie odczuła tej różnicy równie dotkliwie, co teraz.
Cóż, uratowanie siostry najwyraźniej nie mogło się równać z uratowaniem całego kraju. Anna walczyła tylko o swoją rodzinę – nie z wrogiem. Nie założyła królestwa, chociaż pomogła wyrwać je z oków wiecznej zimy, co tak naprawdę wcale się nie liczyło, bo sama właściwie do niej doprowadziła. Nie zginęła też jak bohaterka, a w każdym razie nie na zawsze, i to było za mało, żeby przejść do historii.
Zadarła głowę do góry, zmrużyła oczy i wyciągnęła rękę w stronę nieba, wyobrażając sobie, że sama trzyma broń, mityczny miecz, który podarowało jej słońce. Przez chwilę wydawało jej się, że czuje nie tylko ciepło brązu, z którego wykonany był pomnik – jej palce zacisnęły się wokół czegoś niewidzialnego, jakby chwyciła za ogon nowe wspomnienie i...
Cokolwiek to było, zniknęło.
Zupełnie jak cała masa innych rzeczy, które w i e d z i a ł a , że kiedyś wiedziała – ale zapomniała, tak samo jak o istnieniu trolli.
Zaraz po Odwilży zaczęły wracać do niej również wspomnienia, których była pewna, że nigdy nawet nie miała. W większości była magia, magia Elsy – tylko że z Przedtem, zanim jeszcze bramy się zamknęły, a sekrety wyszły na jaw – ale czasem pojawiały się też inne rzeczy.
— Co ty wyprawiasz?
Całe to przypominanie sobie wyglądało jak okrutna lekcja pływania – jakby ktoś znienacka wpychał jej głowę pod wodę. Annie najpierw brakowało powietrza, ale później, kiedy wydawało jej się, że zaczyna rozumieć, jak powinna się poruszać, albo udawało jej się znaleźć coś, czego mogłaby się przytrzymać – ten sam ktoś wyszarpywał ją na powierzchnię, zagubioną jeszcze bardziej niż przedtem.
CZYTASZ
Heimr Árnadalr
Fanfic„Przeszłość ma w zwyczaju powracać. A gdy to nastąpi... musimy być przygotowani". Brzemię klątwy królowej zaczyna ciążyć całemu królestwu. Księżniczka musi walczyć o swoje szczęśliwe zakończenie z dawnymi demonami. Na wydobywcę lodu zostają nałożone...