Kiedy Anna zatrzasnęła za sobą drzwi stajni i oparła się o nie plecami, żeby złapać oddech, pojedyncze chryzantemy z wianka różowo-pomarańczowo-złotą wstęgą spłynęły jej do stóp.
— Co za czort cię goni?
Sven zaryczał cicho na jej widok. Kristoff poklepał bok renifera, a Anna patrzyła, jak nastroszona sierść wygładza się pod jego dłonią.
— Co? Nie, ja – żaden, tylko... — Oblała się wstydliwym rumieńcem. Od lipca chłód wpełzał pod skórę, przenikał do szpiku kości, wdzierał się w każdą myśl i każdy sen – a w tej chwili było jej po prostu gorąco.
Przy śniadaniu Fraülein Hahn posłała jej tylko jedno długie, uważne spojrzenie – i wyjątkowo wyglądała odrobinę mniej jak zdegustowany nietoperz niż zwykle – usatysfakcjonowana, być może, że Jej Królewska Wysokość zdecydowała się włożyć moralnie i finansowo skromny strój.
Nie musiała wiedzieć o mniej niż skromnych rzeczach, które Anna robiła w tych ubraniach, kiedy lato powoli gasło.
To był świadomy wybór – spódnica w kolorze krwi i pasji i bluzka z niebarwionego lnu. Anna miała je na sobie w urodziny Kristoffa i liczyła na to, że on też będzie o tym pamiętał, nawet jeśli październikowe popołudnie wymagało od niej włożenia swetra, kilku dodatkowych halek i grubszych pończoch i pantalonów.
Nie, żeby akurat te ostatnie miał oglądać, rzecz jasna.
Ale nie spodziewała się, że wpadnie na niego akurat teraz.
Spodziewała się go z samego rana, jeszcze przed lekcjami, kiedy jej włosy wciąż były gładko zaczesane, albo w porze lunchu, kiedy mimo wszystko nadal prezentowała się całkiem schludnie – zdecydowanie nie po podwieczorku, kiedy z nudów postanowiła nauczyć Olafa pleść wianki i, zagadnięta przez niego, sprawdziła, jakie znaczenie w języku kwiatów mają chryzantemy (kondolencje), których nazrywali całe rabatki, co wytrąciło ją z równowagi na tyle, że nie potrafiła zdecydować, czy przez resztę popołudnia woli jeździć konno, czy czytać, więc po prostu wślizgnęła się do stajni razem z książką.
— Eee...
Próbowała się skupić, najpierw na ruchu dłoni Kristoffa, potem na cichym szmerze jego głosu, kiedy wyszeptał coś do ucha renifera, ale w chwili, gdy pociągnął go za popręg, zastąpiła mu drogę.
— Wiesz, może lepiej na razie tam nie wchodź.
Kristoff uniósł brwi.
— Bo?
— Booo... chciałam pójść do Kjekka i trochę poczytać — mocniej przycisnęła książkę do piersi, jak tarczę, aż poczuła, jak fiszbiny gorsetu drapią okładkę przez materiał — ale natknęłam się na Sandera i Ingrid, którzy...
— Którzy co?
— No wiesz.
— Nie wiem!
— No, się... między innymi całowali, i...
— I co?
— No i n o w i e s z . . .
O chwilę zbyt późno zorientowała się, że Kristoff sobie z niej drwi.
— Nie śmiej się ze mnie! — obruszyła się. — Kristoffer!
— Na nich też tak nakrzyczałaś?
Anna uderzyła go w drżące od tłumionego śmiechu ramię Małymi kobietkami.
— Wciąż jestem na ciebie trochę zła — oznajmiła, paznokciem skubiąc róg okładki. Zagiął się. — Czemu przyjechałeś dopiero teraz?
![](https://img.wattpad.com/cover/265065074-288-k698616.jpg)
CZYTASZ
Heimr Árnadalr
Fanfiction„Przeszłość ma w zwyczaju powracać. A gdy to nastąpi... musimy być przygotowani". Brzemię klątwy królowej zaczyna ciążyć całemu królestwu. Księżniczka musi walczyć o swoje szczęśliwe zakończenie z dawnymi demonami. Na wydobywcę lodu zostają nałożone...