103. Zakład

3 2 0
                                    


Na schodach przez dłuższą chwilę rozlegało się ostre stukanie przypominające odgłos dzioba dzięcioła, zanim między szczeblami w balustradzie zalśniło słońce odbijające się od pomady zbyt hojnie naniesionej na ciemne włosy.

Goodnes gracious! — usłyszała Anna najpierw. Dopiero chwilę później udało jej się odmrugać i dostrzec przycięty idealnie jak od linijki zarost i burgundową bonżurkę z tłoczonego weluru. Mężczyzna musiał błędnie zinterpretować jej minę, bo niezgrabnie i pospiesznie – chociaż w równym zdumieniu – przestawił się na norweski. — Nie... nie może być, to chyba nie...

Nie zdążyła zdecydować, czy powinna uśmiechnąć się szerzej niż tak delikatnie i nerwowo, jak do tej pory, czy raczej wszystkiemu zaprzeczyć – czy w ogóle nie zaprzeczać, wycofać się w głąb sypialni i pozwolić mu wierzyć, że tylko mu się przyśniła – podobnie jak on nie zdążył dokończyć zdania.

Cała jego sylwetka zachwiała się jej przed oczami, kiedy zderzył się z nim Jens. Wytracił rozpęd i na chwilę się zatrzymał. Po tym, jak usłyszała chlust, Anna była w stanie sobie wyobrazić, jak potężna fala wody spływa na parter.

— Dobrze się składa, Bram — wydyszał Jens. — Zmierzysz nam czas? To ważne, chodzi o zakład.

Kristoff musiał być kilka stopni niżej, wystarczająco nisko, żeby miał czas wyhamować, bo na półpiętro wszedł już powoli. Stał za plecami pozostałych dwóch mężczyzn, ale był wyższy od obu i Anna wciąż była w stanie zobaczyć, jak kręci głową.

— Nie pytaj.

Mister Baird w subtelnym szumie materiału wydobył z kieszeni zegarek kieszonkowy, uniósł przed siebie wyciągniętą rękę, jego spojrzenie na chwilę wróciło do Anny, ale jej obecność nagle jakby przestała robić na nim jakiekolwiek wrażenie.

— Ehm, cóż... — Poczekał, aż obaj dotrą do sypialni i wyleją z wiader wodę, którą już przynieśli. Kiedy na powrót wyszli na korytarz, przezornie się odsunął i przylgnął plecami do barierki schodów. — Start?

Chłopcy ruszyli z impetem, korytarz wypełnił rezonans metalicznego odgłosu ścianek wiadra zderzających się z przęsłami w balustradzie zmieszany z chlupotem wody pod nogami. Na dole usłyszała zdławione przekleństwo, a później niski kobiecy głos.

Wychyliła się nad poręczą i zobaczyła, jak w plamie światła sączącego się przez otwarte drzwi staje kobieta. Wzięła się pod boki, pokręciła głową, kilka pasm włosów wymknęło się spod czepka i lśniło srebrem w złocieniach poranka.

— Jak królowa w goście przyjechała, to takie mecyje idzie zrozumieć — zagderała. Anna chciała się jej przyjrzeć, ale kiedy kobieta złapała jej spojrzenie – daleko mu było do wrogiego, ale nie dostrzegła w nim też sympatii – pospiesznie przeniosła wzrok na pochłoniętego ruchami wskazówek mister Bairda, kiedy złapała jej spojrzenie. — Ale żeby tera...

Przerwało jej pojawienie się Kristoffa. Musiał się zatrzymać, żeby na nią nie wpaść. Schylił głowę, przekładając wiadro z lewej dłoni do prawej, zadrżały i musiał poprawić chwyt, więc Anna miała czas, żeby mu się przyjrzeć. Od czasu, kiedy zobaczyła go przy studni nie mogło minąć więcej niż pół godziny, a jednak – coś się zmieniło. Wciąż był zarumieniony, z ciepła albo wysiłku, zdyszany od biegu, ale kiedy podniósł głowę, ostrożnie, z przepraszającym uśmiechem wymijając kobietę, serce mocniej jej zabiło. Kiedy ostatnio widziała, jak się uśmiecha?

I nie tylko to, z a ś m i a ł się, kiedy Jens czmychnął obok, schylając się przed karzącą ręką uzbrojoną w ścierkę do naczyń.

— Jak wiejskie chłopaczyska! — krzyknęła za nimi gospodyni, kiedy obaj byli już na schodach. Śledziła ich jeszcze do półpiętra – a przynajmniej do wtedy Anna jeszcze ją widziała, bo kiedy wbiegli wyżej, była zmuszona zejść im z drogi i straciła możliwość przyglądania się temu, co dzieje się w dole.

Heimr ÁrnadalrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz