4. Wiatr z Północy

68 10 0
                                    



Wiatry były niespokojne, zupełnie jakby wyczuwały jej emocje. Magia wewnątrz niej zaczynała się burzyć, jak każdej jesieni. Tylko czekała na zimę, żeby połączyć się z żywiołem, z którego powstała.

Ale tym razem nie było już rękawiczek, w których mogłaby ją uwięzić. Skóra świerzbiła ją w miejscach, gdzie satynowe szwy, które zrosły się z nią przez lata, pozostawiły niewidzialne blizny.

Elsa zacisnęła i rozprostowała palce wokół balkonowej balustrady. Nie — poprawiła się w myślach. Nie Elsa. K r ó l o w a Elsa.  E l i s a b e t .  Nią właśnie teraz była, od chwili, kiedy biskup Irgens uderzył jej skronie koroną – a nawet jeszcze przed tym, od czasu, gdy trzy lata wcześniej uklęknęli przed nią najważniejsi mężczyźni w kraju, składając jednocześnie kondolencje i hołd.

Przestała być księżniczką koronną, nie była już tylko siostrą, nigdy nie mogła być po prostu Elsą.

Teraz to Anna była następczynią tronu, tak lekką, jaką ona nigdy nie potrafiła.

— Wrzuciłaś mnie jak śliwkę w kompot! — zawołała do niej z dołu. Rozpuszczone włosy falowały wokół jej twarzy jak płomienie. Dlaczego ich nie upięła? — Mogę tak w ogóle powiedzieć? Bo – popatrz, razem wyglądamy jak śliwki! — Anna przyłożyła rękę do ramienia munduru kapitana straży. Miała bluzkę w kolorze ostatniej sukni, w jakiej Elsa widziała matkę. — No popatrz! Elsa, nie patrzysz!

Elsa w końcu spojrzała. Ona pomyślała raczej o godle Arendelle: fiolet, zieleń i złoto – i o tym, że księżniczka czesze się jak dziewczynka, a królowa jak chłopka, i że ktoś na pewno zacznie g a d a ć , bo wszyscy zawsze to robią...

Ale to, ze wszystkiego na świecie? To było niedorzeczne.

Przez chwilę uśmiech wydawał się nic nie ważyć. Kąciki jej ust same powędrowały w górę, a jej twarz wcale od tego nie pękła – zadziwiająco łatwo było się zaśmiać i sprawić Annie przyjemność. Z nią wszystko było lekkie.

Ale później siostra jej pomachała i zabrała całą tę lekkość ze sobą. Uśmiechanie się przestało być możliwe.

Elsa widziała, jak odchodzi, z kapitanem straży pełne szacunku trzy kroki za sobą. Nawet z tej odległości umiała wyobrazić sobie pistolet kołyszący się delikatnie przy jego udzie. Wszyscy strażnicy je mieli. Więc dlaczego — dlaczego mnie wtedy nie obroniłeś? Dlaczego nie chroniliście j e j ?

Próbowała odnaleźć tę racjonalną cząstkę siebie, która spędzała niezliczone godziny w gabinecie ojca i słuchała starego generała Sørensena, i która przypomniałaby jej teraz, jak źle proch reaguje na wilgoć.

Tylko co z szablami? Pięściami?

Co ze starą klątwą, która wciąż szemrała w koniuszkach jej palców, w rytm każdego podmuchu wiatru? Powietrze dookoła pachniało jesienią, a ona czuła poruszenie wokół siebie, w e w n ą t r z siebie.

Słyszała to już – w noc swojej koronacji, nad fiordem.

Na grzbietach fal, pod powierzchnią lodu, który pojawiał się i pękał pod jej pantoflami, w strzelistych graniach otaczających Lodowy Wierch. Wtedy myślała, że to on ją wzywa – teraz wydawało jej się, że sięga dalej, samych korzeni gór, serca ziemi, z której wyrastały.

Moc – tak nazywała to matka. Fápmu w zakazanym języku, którego nie wolno było już używać w Arendelle – tak jak nie powinno używać się t e g o .

W wieku dwudziestu dwóch lat nie czuła się ani o krok bliżej panowania nad własnymi zdolnościami niż wtedy, gdy była tylko dziewczynką. Co z tego, że umiała zmienić zamkowy dziedziniec w lodowisko, skoro ceną za to było drugie, w jej własnej sypialni, do którego budziła się rano?

— Wasza Królewska Mość...

Elsa wzdrygnęła się, słysząc za plecami te trzy słowa. To od nich zaczęło się dla niej prawdziwe życie.

Znów poczuła na gardle uścisk kości i metalu. Zrobiło jej się niedobrze.

— Przychodzę nie w porę? — Baron Gyldenløve był uzbrojony w cierpliwy, pobłażliwy uśmiech i, co do tego nie miała wątpliwości, nowe zadania.

Elsie wydawało się, że w swój zawoalowany sposób daje jej do zrozumienia, że powinna wziąć się w garść i wrócić do swoich obowiązków zamiast gapić na horyzont – chociaż poprzedniego dnia wydawał się wstrząśnięty, kiedy zamiast zejść na obiad między jednym spotkaniem a drugim, poprosiła tylko, żeby przyniesiono jej do gabinetu kanapkę.

— Nie — skłamała. Gdyby zaczęła mówić prawdę, nie starczyłoby im na to jesieni. — O co chodzi?

— Lord Bjorgman właśnie się zjawił.

— Kto? — wyrwało jej się, zanim zdążyła się zastanowić.

Udręczone towarzystwo księcia Magnusa zatruło jej cały poranek. Który z nich tym razem? Gorączkowo próbowała w myślach odtworzyć nazwiska na kopertach wszystkich listów z propozycją małżeństwa, które piętrzyły się na biurku w gabinecie oj... w j e j gabinecie.

Było tyle imion, tyle nazwisk...

Todderud zapowiadał, że muszą polecieć głowy – i poleciały. Zmienił się kapitan straży, przybyło służących. W ostatnich miesiącach na zamku pojawiło się tyle nowych twarzy, podczas gdy ona nie zdążyła jeszcze nauczyć się wszystkich starych.

— Nadworny Dostawca Lodu, Wasza Królewska Mość?

— Och! — Ten góral od Anny, który zawsze, zamiast ją pocałować, po męsku ściskał jej dłoń. — Oczywiście, już idę.

Ale coś kazało jej się zatrzymać.

Zapatrzyła się w majaczące w oddali szczyty gór, które znów zaczęły do niej śpiewać.

Ah-ah-ah-ah...

Gdzieś tam, za nieprzejrzystą białą kurtyną był Lodowy Wierch – i jej pałac? Stał tam jeszcze? – a dalej, gdzie od zachodu ciemność zawsze przełamywały drobne punkciki światła, tłoczyły się pewnie kolorowe drewniane domki Wioski Wydobywców.

Coś szarpnęło się jej w piersi na ten widok. Po raz pierwszy od czasu, gdy bramy zamku zostały otwarte, poczuła tak gwałtowne, rozpaczliwe pragnienie wyrwania się z pułapki jego murów i pójścia... t a m .

Ah-ah-ah...

— Ty... też to słyszysz? — wyszeptała do Gyldenløvego.

Poczuła ciepło jego oddechu, tak cudownie ludzkie, kiedy delikatnie pochylił się w jej stronę.

— Co?

Z mieszaniną ulgi i zakłopotania zauważyła, jak pod jej nagimi dłońmi tworzy się szron. Zanim zdążyła zastanowić się nad odpowiedzią, dźwięk umilkł.

— Nic, nieważne — ucięła i oderwała dłonie od balustrady, a później ruszyła za ochmistrzem do środka, nie oglądając się już za siebie.

Heimr ÁrnadalrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz