Kristoff powoli wszedł na heller*. Kołysały się pod nim przy każdym kroku. Ojciec zawsze na nie klął, bo po każdym deszczu ziemia delikatnie się osuwała, a one zaczynały się zapadać i oddalały się coraz dalej i dalej od progu domu, aż z ostatniego stopnia do drzwi trzeba było praktycznie skakać.
Teraz wystarczył mu jeden większy krok, żeby złapać za klamkę. Jeszcze zanim to zrobił, obejrzał się przez ramię i zobaczył stos drewna wsparty o ścianę stodoły. Powinno zostać porąbane i przygotowane jeszcze w lecie, ale nikt o tym nie pomyślał.
On nie pomyślał.
Nie było go.
Poczuł się nagle strasznie stary, jakby miał już za sobą bardzo długie życie. A to przecież nie była prawda. Ale z drugiej strony – nikt nie powiedział, że pożyje jeszcze tyle, ile już przepracował.
Życie z natury było kruche.
— No cześć, Ninni! — zawołał, przekraczając próg z wrażeniem, że deszcz pada mu nawet w butach. — Widzisz, tym razem przyszedłem najpierw do ciebie.
Siostra wbiegła do sieni biała jak coica**, z rumieńcami mąki na policzkach.
— Nie do cioteczki?
Szybko otrzepała dłonie o fartuszek, zanim wyciągnęła je w jego kierunku, płasko, wnętrzem do góry – i równie szybko je cofnęła, kiedy zauważyła, że Kristoff najwyraźniej nie ma jej zamiaru niczego dawać.
— Nie — potwierdził.
— I nie do babci?
— Nie, więc lepiej to doceń.
— A mógłbyś z łaski swojej przestać na mnie chuchać? To też docenię. Strasznie cuchniesz, wiesz? — Ninni zmarszczyła nos, po czym odwróciła się w stronę kuchni i zawołała, zupełnie bez ostrzeżenia: — Mammo, Kristoffer przyszedł!
Kristoff czuł, że policzki ma tak ciepłe, że wydawało mu się, że zaraz zaczną świecić.
— Cicho bądź — syknął, chociaż tak właściwie to był jej wdzięczny, że go zapowiedziała, bo dzięki temu sam nie musiał tego robić i sprawiać, że wszystko będzie jeszcze bardziej niezręczne.
Jeszcze poprzedniego wieczora czerpał siłę z samego patrzenia na butelkę wódki, odrobinę mętnej (być może od jego wzroku), która teraz stała się mieszaniną bólu głowy, wstydu i politowania; przypominała, że jest synem swojego ojca.
Ściągnął wilgotną beaskę – ona też cuchnęła, jak pot, alkohol i bezsilność – i zatrzymał się w pół ruchu, bo na wieszaku dostrzegł męski płaszcz.
— Macie gościa? — zapytał, na powrót wsuwając dłoń w rękaw, gotów w każdej chwili się wycofać, bo już miał przed oczami tego tłustego wieprza z opuchniętą pijacką gębą, na samą myśl o którym aż świerzbiły go palce.
— Co?
Kristoff spojrzał na swoje zdrętwiałe dłonie z drobinkami wilgotnej sierści pod paznokciami. Skóra w ciepłym powietrzu chaty na powrót się zaczerwieniła i zaczęła piec.
— A, nie – znaczy tak, ale to tylko wujek Jesper. Przyjechał, żeby dać mi prezent na u r o d z i n y , bo wiesz, niedługo mam u r o d z i n y , tak gdybyś zapomniał.
— Nie zapomniałem.
— Nie? — zdziwiła się Ninni. — Och. Bo wiesz, wujek Jesper pamiętał. To znaczy, nie dostałam jeszcze, oczywiście od niego prezentu, ale mam... a zresztą, chyba po prostu ci pokażę.
CZYTASZ
Heimr Árnadalr
Fanfic„Przeszłość ma w zwyczaju powracać. A gdy to nastąpi... musimy być przygotowani". Brzemię klątwy królowej zaczyna ciążyć całemu królestwu. Księżniczka musi walczyć o swoje szczęśliwe zakończenie z dawnymi demonami. Na wydobywcę lodu zostają nałożone...