— A tobie co, katar masz? — rzucił Ivar, zdecydowanie za głośno, kiedy Kristoff po raz kolejny pociągnął nosem. Svarten zatrzymał się tak blisko niego, że jego bok otarł mu się o udo, a on ledwo to zauważył.
Alkohol odparowywał, wsiąkał pod skórę, pozostawiając po sobie ćmiący ból.
— Chyba raczej kaca — odparł beztrosko Juhani, chociaż pod taflą odmrożeń palce zaciskające się na lejcach były białe, jakby włożył eleganckie rękawiczki.
Za jego plecami góry Dovre, widoczne jak na dłoni, rozciągały się aż po horyzont. Pomyślał o niezmierzonej głębi zamrożonej wody otoczonej przez zaśnieżone drzewa i idealnie białe Lodowe Pola, z których tym razem nic nie udało się wydobyć.
Na drodze koń, klacz, dwóch jeźdźców.
Renifer zaprzęgnięty do pustego wozu i jeden woźnica.
Ustawili się w kształt trójkąta, dwaj skierowani ku Wiosce Wydobywców, jeden w prawo, w stronę „Drogi imienia króla Agnarra" prowadzącej do Olden.
— Uważaj trochę z tym piciem, co?
Błagam, nie mów tego — poprosił w myślach Kristoff. Nie chciał, żeby znów porównał go do ojca. Zachlewał się, w końcu praktycznie zachlał, Ivarowi brakowało go jeszcze, zanim umarł, a on nie miał siły słuchać tego tonu jego głosu, który nie był wyrzutem, nie całkiem żalem i nie całkiem dumą, ale w przerażający sposób uświadamiał mu, że przecież w głębi doskonale zdaje sobie sprawę, że on też mógłby tak skończyć.
Być może wszyscy to wiedzieli.
— Trochę uważam.
Przetarł twarz rękawem, znad którego zerknął ukradkiem na ojca chrzestnego, zastanawiając się, czy się na to uśmiechnie.
— Taa, jasne. — Z ulgą zauważył poruszenie wśród gęstej brody; kąciki ust Ivara lekko uniosły się ku górze i chociaż nie był to do końca uśmiech, to jego mina zdecydowanie nie wyrażała dezaprobaty, której tak się obawiał. — Tak w chuja robić to ja, ale nie mnie.
Kristoff otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale się rozmyślił.
Zamiast tego podniósł z ławy ostatnią niedojedzoną marchewkę i cisnął przed siebie. Błysnęła na tle nieba, zrównała z kopułą cerkwi, a później opadła długą spiralą zieleni: przebłysk wiosny na tle áidu* wśród październikowej szarości.
— No już, już — mruknął Juhani, kiedy zniecierpliwiona Hilla zaczęła przestępować z nogi na nogę, aż trąciła pyskiem bark Kristoffa. — Chyba jasno dają nam do zrozumienia, że na nas już pora.
Z tego miejsca widać było nie tylko Wioskę Wydobywców, ale też pola położone głębiej w dole doliny. Kristoff dobrze pamiętał dzień, kiedy ojciec zabrał go w góry po raz pierwszy, i onieśmielenie, które poczuł, widząc, jak ogromny jest świat.
— Kristoffer...?
— Hm? — Kristoff potrząsnął głową i natychmiast tego pożałował. Ból w znajomym rytmie opływał skronie i omdlewającym kołysaniem gromadził się u mostka nosa. — Ach, tak, ja... Obiecałem Svenowi przekąskę. —(Obiecałeś?! — zastrzygł uszami Sven.) — Spotkamy się na miejscu, dobra? — rzucił do kuzyna.
Zignorował kolejne spojrzenie, które wymienili Juhani z Ivarem, i delikatnie pociągnął wodze w prawo, ale już sam ten ruch sprawił, że prawie się porzygał.
◊ ◊ ❈ ◊ ◊
CZYTASZ
Heimr Árnadalr
Fanfic„Przeszłość ma w zwyczaju powracać. A gdy to nastąpi... musimy być przygotowani". Brzemię klątwy królowej zaczyna ciążyć całemu królestwu. Księżniczka musi walczyć o swoje szczęśliwe zakończenie z dawnymi demonami. Na wydobywcę lodu zostają nałożone...