22. Blizny matek

40 8 0
                                    


Anna skuliła się na tyle wozu do rozmiarów pięcioletniej siebie. Elsa przypomniała sobie o wahaniu i przerażeniu matki, od wtedy już wiecznie obecnych i niezmywalnych jak rysy twarzy, i pomyślała, że pojęcie kurczenia się musi być dziedziczne.

— Ja – mogę wyjaśnić...

Wydobywca lodu zerwał się z miejsca tak szybko, że Elsa nawet nie zdążyła zauważyć, gdzie ono wcześniej było.

— Nie potrzebuję pańskich wyjaśnień. — Powietrze wokół niej było tak zimne, że nawet słowa mogły stężeć i zamarznięte opaść na ziemię. Co by zrobiła, gdyby później odtajały, zupełnie jak kryształy w kształcie przebrzmiałych koszmarów, i wszystkie ich dźwięki do niej wróciły?

Istniały zasady. Młode kobiety, zwłaszcza księżniczki, nie wałęsają się po nocy Bóg wie gdzie z młodymi mężczyznami, zwłaszcza wydobywcami lodu.

Co z królowymi?

Elsa odwróciła się do kroczącego za nią kapitana straży, starając się zachować spokój i przekonanie, że postępuje właściwie.

— Proszę to tu postawić... — powiedziała, z wyraźną luką, której nie zapełniło żadne nazwisko. Jej głos był twardy, niski i miała wrażenie, że zaraz zemdleje. — Jak się pan nazywa?

— Madsen — odparł bezimienny kapitan. — Viljar Madsen. — Jego głos miał melodię morza. Nazwisko rozlało się na jej języku i wsiąkło w wargi, niezapamiętane.

Schylił się, żeby ułożyć pakunki – jedzenie na drogę i kufer podróżny – w wozie, gdzieś pod nogami śpiącej Anny. Tylko tyle. Sama mogłaby się tym zająć, o ile tylko jej ręce działałyby tak, jak powinny. Przez rozprucie w rękawiczce przesiąkały czerwień i błękit. Gdyby się połączyły, dałyby królewską barwę.

— Czy mogę zrobić coś jeszcze?

Przycupnięte na dachu stajni kruki, te hałaśliwe zwiastuny krwi i śmierci, wzbiły się w stronę blednącego księżyca pozbawionego kawałka w kształcie sierpa, bliźniaczo podobnego do blizny na skroni kapitana, która brutalnie przedzierała jego prawą brew na pół.

Elsa przez chwilę wpatrywała się w niego oczami zasnutymi mroźną mozaiką. Jeszcze nie było łez.

Uwolnij mnie — pomyślała, ale wszystkie jej marzenia były niemożliwe. Innych nie miała.

Wreszcie pokręciła głową.

— Dziękuję, Viljar. Dołączy pan do nas razem z lordem Peterssenem, na Lodowych Polach.

Kapitan wyciągnął rękę, jakby chciał pomóc jej wsiąść do wozu, jednak po chwili zacisnął pustą dłoń i gest zamarł, niedokończony.

Elsa odwróciła się od niego i zakryła oczy pięściami, które ściskała tak mocno, żeby żaden więcej płatek śniegu nie mógł się z nich wydostać.

Była pewna, że gdzieś tam ich rodzice przewracają się teraz w swoich morskich grobach.


◊ ◊ ◊ ◊


We wczesnych godzinach, kiedy to cisza rządziła stolicą, Arendal wydawało się znośniejsze. Powietrze było nieruchome, nawet obrzeża nie cuchnęły aż tak fabrycznym dymem; zamiast tego zapach świeżo pieczonego chleba spływał prosto do ust.

Wciąż było tam kilka dobrych wspomnień, dobrze ukrytych. Malutki sklepik kolonialny, w którym zarobił swoje pierwsze speciedaler. Dom, w którym mieszkała dziewczyna, która zrobiła z niego mężczyznę.

Heimr ÁrnadalrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz