64. Obrachunek

7 4 0
                                    


Lalka w eleganckim pudełku wydawała się jeszcze bardziej nierealna niż na sklepowej wystawie, majtająca nogami nad miniaturowymi torami kolejowymi, kiedy to pudełko stało na prostym trójnogim stole.

Pachniało lakierem i nowością, która zupełnie nie pasowała do Heimsett, jego belkowanych ścian z wiekowych sosen i ryijy* z kolorowymi kaczkami rozpostartego na blacie.

— O kurde.

Ninni uniosła wieko i zamarła z oczami otwartymi niemal tak szeroko, jak usta.

— Nie chcesz rozpakować? — ponaglił ją delikatnie Jesper.

— No... Nie wiem.

— Czego nie wiesz? Jak jest pozwolenie, to już nie ma zabawy?

Jesper wyciągnął rękę, żeby zmierzwić jej włosy. Tym razem mankiet rękawa nie przesunął się w dół przedramienia, a Kristoff zdał sobie sprawę, że wszystkie nici rozłożone na stole zniknęły razem z Ragną.

— Na pewno mniejsza — przyznała Ninni. Wahała się jeszcze chwilę, zanim zaczęła odzierać lalkę z kolorowych chmur bibuły.

— No nie! — Kiedy Jesper spojrzał na Kristoffa, jego uśmiech nie sięgał oczu. — Musiałeś dosłownie sprzątnąć mi ją sprzed nosa.

— Zawsze mogłeś kupić inną, wujaszku — zauważyła nieśmiało Ninni, zeskakując ze swojego krzesła pod oknem, które zawsze zajmował ojciec, i na którym Kristoff nigdy nie miał odwagi usiąść. Na chwilę zapadła cisza. — No przecież żartowałam!

Jesper się zaśmiał, tylko na moment – uśmiech, a potem coś jak ciche westchnienie – a Kristoff wyczuł w tym śmiechu napięcie.

Wiedział.

Piętnaście koron nie stanowiło małej sumy nawet dla młodego adwokata, zwłaszcza, że ten adwokat wciąż pomieszkiwał kątem u asesora.

To była zabawka dla księżniczki, panienki z dobrego domu, dla której wydawanie podobnych kwot musiało być równie łatwe, co oddychanie. Nie dla handlarza lodem.

— Taa — wymamrotał Kristoff, pocierając kark. — Sprzedawca coś wspominał, że jest rozchwytywana.

Podłoga zaskrzypiała, kiedy Ragna wróciła do izby z talerzem kuchennych ciastek Ninni. Były „trochę przypalone" do tego stopnia, że przypominały powykręcane pnie drzew, ciemniejsze od czerniejącego w spiżarni jagodowego dżemu.

Z cichym „och" postawiła talerz na stole, w bezpiecznej odległości od lalki, a Kristoff stwierdził, że to niewłaściwe. Jej życie mogło wyglądać zupełnie inaczej. Mogłaby pozostać uprzywilejowaną córką handlowca z Vinstra, w otoczeniu porcelanowych lalek popijać herbatę z porcelanowych filiżanek i maczać w niej herbatniki upieczone przez kogoś innego.

— Nic nie mów — mruknął Jesper, wzrokiem pokazując na Ninni. Ragna się zawahała, ale wreszcie potrząsnęła głową i podeszła do okna, otworzyła je i wpuściła do środka świeże jesienne powietrze. Halki zaszeleściły. Zapach wilgotnej ziemi mieszał się teraz z zapachem zielonego mydła, którego używała do podłóg, i perfumowanego z ubrań lalki.

Kristoff odruchowo uniósł głowę. Oślepiło go zachodzące słońce, wrzynało się w czaszkę jasnym snopem i przypominało głowie, że jeszcze nie powinna przestawać boleć.

Na słomkowym kapeluszu lalki, wśród różowych róż i jeszcze tych pomarańczowych kwiatów, których nie umiał nazwać, gasło lato.

— Kristoffer... — wyszeptała Ninni. Stanęła za nim, zarzuciła mu ręce na szyję i ścisnęła tak mocno, jakby miała zamiar go udusić, nie przytulić. — Chyba jeszcze nigdy nie dostałam nic tak ładnego! Znaczy, poza Andrine oczywiście, sam przyznasz, że Andrine to akurat była śliczna jak z obrazka, aż głupią Linę zazdrość zżarła — trajkotała mu dalej prosto do ucha. — No, i jeszcze książką od frøken Larsen... chociaż właściwie to chyba od królowej – mówiłam ci już o książce?

Heimr ÁrnadalrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz