17. Życie jest podłe i pełne ironii

645 45 19
                                    

Mark stał do mnie bokiem w samych spodenkach, ale wyraźnie widziałam jego muskulaturę. Pot ściekał po nagim torsie, płynąc po umięśnionym sześciopaku i zatrzymując się na bruzdach pomiędzy mięśniami, tuż nad gumką bokserek, które wystawały zza spodenek. Akurat podnosił coś ciężkiego, więc oba bicepsy, mięśnie ud i łydek napięły się do granic możliwości. Na jego rękach widziałam wyraźnie wystające żyły, które zdawały się pulsować pod skórą. Gdy weszłam do schowka, miał mocno skupioną minę, ale słysząc dźwięk upadających oszczepów, na jego twarzy pojawił się zadowolony uśmieszek.

- Podoba Ci się? – spytał, odstawiając skrzynkę ze sztyletami na górną półkę. Otrzepał ręce i odwrócił się do mnie, uśmiechając się szeroko. – Jeszcze nie widziałaś mojego tyłka ani mojego kolegi.

Znów jęknęłam, nie mogąc wyrazić w słowach zachwytu nad jego ciałem. Wyglądał jak z okładki Playboya, ledwo ubrany, pewny siebie i seksowny. Chyba zaczynałam rozumieć, jak to jest się czuć podnieconym względem czyjejś osoby.

- Nic nie powiesz? – zaczął iść w moją stronę. Chciałam się cofnąć, ale moje plecy napotkały ścianę. Byłam w pułapce, w którą sama się wpakowałam.

Mark zatrzymał się dosłownie centymetr ode mnie i spojrzał mi w oczy. Widziałam w nich namiętność i coś, czego jeszcze nigdy nie widziałam u żadnego chłopaka względem mojej osoby – zauroczenie. Znaliśmy się kilka dni, ale Mark był mną kompletnie oczarowany. I nie zamierzał tego ukrywać.

- Dotknij – szepnął, biorąc moją dłoń i kładąc ją sobie na piersi. Poczułam żar bijący od jego gorącego ciała.

Mark nachylił się i już myślałam, że w końcu mnie pocałuje, ale on zamiast tego zaczął muskać wargami moją szyję. Jego dłonie wylądowały na mojej talii, prawa lekko zsunęła się na pośladek. Odchyliłam do tyłu głowę, dając mu większą powierzchnię do całowania i westchnęłam z przyjemności. Opuszkami palców przejechałam najpierw po jego torsie, a potem powoli po umięśnionym brzuchu, rozkoszując się każdym jego centymetrem. Zatrzymałam się tuż na brzegu jego spodenek, nie ośmielając się pójść niżej. Nie musiałam. Chłopak sam przytulił się do mnie całym swoim ciałem. Poczułam coś twardego na moim podbrzuszu.

- Mark... - próbowałam się od niego odsunąć, ale chłopak trzymał mnie mocno przy sobie.

- Cii... nie podoba Ci się? – szepnął, podnosząc głowę znad mojej szyi i spoglądając mi głęboko w oczy. Złapałam go mocno za ramię, nie mogąc wytrzymać narastającego napięcia. Patrzyłam się tylko na jego czerwone, miękkie usta i pragnęłam w końcu ich zasmakować. – Teraz mi nie uciekniesz.

To była tak idealna chwila. Wierzyłam, że nic nie może nam przeszkodzić. Niestety, życie jest podłe i pełne ironii.

Czułam już ciepły oddech Marka na swoich wargach, jego dłoń zaciskającą się na mojej pupie, a moją zjeżdżającą na jego twarde krocze, gdy wtem przerwał nam najmniej spodziewany głos, o jakim mogłabym sobie pomyśleć:

- Artemia? Jesteś tu?

To był Leo. Niewiele myśląc, odepchnęłam od siebie Marka i spuściłam wzrok, zawstydzona, że złapał nas w takiej pozycji i w takim momencie. Założyłam za ucho kosmyk włosów, który wysunął się w trakcie naszych małych igraszek i odetchnęłam głęboko. Gdy tylko podniosłam głowę, zakładając ręce na piersi, zobaczyłam straszny obraz.

Mark stał, trzymając Leo za przód koszulki i unosząc go w powietrzu. Jego twarz znajdowała się milimetry od twarzy drugiego chłopaka. Pięść zawisła w górze, gotowa oddać cios prosto w nos syna Hefajstosa. Pierś Marka falowała rytmicznie, gdy ten głośno wciągał i wypuszczał powietrze z ust. Jego oczy ciskały pioruny, a żyły znowu wyraźnie się uwidoczniły. Był w obłędnej furii i wiedziałam, że jeśli nic nie zrobię, wydarzenia potoczą się bardzo źle.

Córka Dziewicy: Kwadra pierwsza *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz