45. Teraz już wiesz

241 16 2
                                    

09.07.2011r., wieczór

Ceremonia zaślubin Clarisse i Chris'a przebiegła szybko i bez zbędnych komplikacji. Matki nowożeńców płakały głośno, przytulając i obcałowując swoje dzieci. Ślub poprowadził Chejron w asyście Aresa i Hermesa. Ten drugi pojawił się nieco spóźniony. Na szczęście, czekało na niego miejsce na samym przodzie rzędu krzeseł.

Musiałam przyznać, że Chris był niezwykle podobny do swojego ojca. Włosy Hermesa były czarne i elegancko ułożone na żel, a w jego niebieskich oczach tliły się łobuzerskie ogniki. On sam sprawiał wrażenie niezwykle szczupłego i wysportowanego, co dodatkowo podkreślały biała koszula i tego samego koloru garniturowe spodnie. Na jego twarzy praktycznie non stop czaił się łajdacki uśmiech, jakby bóg już obmyślał plan, co śmiesznego odwalić na ślubie własnego syna. Gdy tak na niego patrzyłam, przed oczami stawali mi bracia Hood'owie, którzy jakby nie patrzeć, siedzieli niedaleko mnie.

Po przekazaniu parze młodej wszystkich prezentów i najserdeczniejszych życzeń, cała impreza przeniosła się do rozłożonego nieopodal namiotu. Ledwo przekroczyłam jego próg, z lekkim niepokojem zauważyłam, że miejsca przy okrągłym stolikach są imienne. Nagły stres ogarnął moje ciało na myśl, że miałabym tam siedzieć z totalnie obcymi mi osobami. Na szczęście moje, a raczej Clarisse i Chris'a, zostałam usadzona pomiędzy Markiem a Shermanem razem z pozostałymi dziećmi Aresa i Marsa oraz ich partnerami.

Nie zdążyliśmy zająć swoich miejsc, jak na stołach zaczęły pojawiać się różnorodne, wytworne dania. Sam ich zapach sprawiał, że ślina falami zbierała się w moich ustach. Mark szarmancko odsunął dla mnie krzesełko, a kiedy już na nim siadłam, przysunął mnie do stołu. Rzuciłam mu kokieteryjny uśmieszek, na co chłopak uśmiechnął się cynicznie. Po zajęciu miejsca obok mnie, złapał za moje udo i uścisnął je lekko, wywołując krótkotrwały atak gorąca w całym moim ciele. Tuż po tym zaczęliśmy jeść.

Ledwo skończyliśmy drugie danie, które składało się z pieczonej kaczki, łódeczek z ziemniaków i zestawu surówek, pierwsze pary zaczęły zajmować parkiet. Z głośników poleciała wolna melodia, w której takt śpiewał czyjś niski baryton. Kiedy spojrzałam na podwyższenie dla zespołu grającego, rozpoznałam kilkoro dzieci Apollina. No tak, w końcu kto inny mógł tworzyć tak piękną muzykę?

Zmarszczyłam brwi, czując dziwną obecność nieznanej mi energii. Rozejrzałam się uważnie po Sali. Podejrzane pociemnienie w jednym z jej kątów zwróciło tam mój wzrok. Moja dłoń automatycznie powędrowała do mojego pasa, gdzie powinny znajdować się pochwy ze sztyletami i z mieczem. Zaklęłam pod nosem, przypominając sobie, że całą broń zostawiłam u siebie w domku. Ani na moment nie spuściłam wzroku z kąta Sali, w którym zaczął pojawiać się jakiś kształt.

Kamień spadł mi z serca, gdy w obcej kreaturze rozpoznałam Nico. Pewnie przywędrował tu cieniem... skądś. Chłopak otrzepał niewidzialny pył z rękawów swojej czarnej koszuli i poprawił na palcu swój błyszczący pierścień z czaszką. Przeciągnął dłonią po swoich rozwichrzonych włosach i rozejrzał się po Sali, pewnie sprawdzając, czy ktoś zauważył jego nagłe wejście.

Bystre spojrzenie jego ciemnych oczu padło wprost na moją osobę. Nasze spojrzenia zderzyły się ze sobą jak rozpędzone pociągi. Poczułam, jak moje usta rozciągają się w szerokim uśmiechu, bo byłam cholernie ciekawa, gdzie się podziewał. Chłopak chyba musiał to wyczuć, bo przejechał językiem po swojej górnej wardze, siłą woli powstrzymując się od odwzajemnienia gestu. Ruszył powolnym krokiem w moją stronę, leniwie rozglądając się po gościach.

- Gdzie Cię wywiało? – spytałam, gdy znalazł się już obok mnie. Zajął puste miejsce po Shermanie, który wyruszył na podryw córek Afrodyty.

Córka Dziewicy: Kwadra pierwsza *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz