32. To jak, wchodzisz w to?

329 26 1
                                    

Biegłam tak długo, aż nie zatrzymałam się na plaży nad Zatoką Long Island. Wplotłam swoje drżące palce dłoni we włosy i jęknęłam głośno. Woda przede mną poruszyła się niespokojnie. Oddychałam głośno, próbując opanować rozszalałe emocje, ale fizycznie nie dawałam rady.

W końcu wyjęłam dłonie z włosów i opuściłam je wzdłuż ciała, zaciskając je w pięści. Wokół mnie zawirował wiatr, gdy zacisnęłam oczy i wydarłam się na całe gardło:

- KURWA!

Słyszałam szum wzburzonej wody i gwizd wichru w oddali. Gdy otworzyłam oczy, niebo przecięła błyskawica, na chwilę mnie oślepiając. W powietrzu unosił się zapach deszczu i wyładowania elektrycznego.

Wyprana ze wszystkich możliwych emocji, opadłam na miękki piasek i podciągnęłam kolana pod brodę. Wbiłam tępy wzrok w wodę przede mną, nie mając siły ani ochoty po prostu na nic. Jak moje życie mogło obrócić się o sto osiemdziesiąt stopni w tak krótkim czasie? I czemu tak bardzo się tym wszystkim przejmowałam?

Wciąż drżącymi palcami sięgnęłam do kieszeni bluzy i wyjęłam z niej paczkę papierosów. Wyciągnęłam jedną używkę i próbowałam podpalić ją palcem, ale moja wspaniała umiejętność kontroli żywiołów właśnie postanowiła przestać działać. Wkurzona na maksa, rzuciłam papierosa wprost do wody przede mną. Sekundę później pożałowałam swojego zachowania i zmarnowania pysznego papierosa, więc skwitowałam to głośnym jęknięciem.

Usłyszałam za sobą ciche parsknięcie śmiechem. Odwróciłam się gwałtownie, moja dłoń automatycznie powędrowała do mojego pasa. Zaklęłam pod nosem, gdy uświadomiłam sobie, że znów nie wzięłam broni z domku. Byłam zbyt rozkojarzona, żeby o tym pamiętać, a teraz mogłam tylko pluć sobie w brodę.

Uspokoiłam się dopiero, gdy mój wzrok padł na stojącą nieopodal Piper. Jej czekoladowo-brązowe włosy powiewały delikatnie, a zielone oczy świdrowały mnie rozbawionym wzrokiem. Opierała się nonszalancko o pobliskie drzewo z rękoma założonymi na piersiach. Widząc, że ją zauważyłam, odbiła się od niego i powoli zaczęła do mnie podchodzić.

- Mogę się przysiąść? – spytała, stając nade mną. Machnęłam ręką na znak zgody. Znów oparłam brodę na kolanach i wbiłam tępy wzrok w zatokę Long Island.

Słyszałam, jak Piper siada obok mnie. Pragnęłam być w tamtej chwili sama, żeby poukładać wszystkie swoje myśli, ale obecność dziewczyny dziwnie mi nie przeszkadzała. Czułam, że mnie obserwuje, ale dopóki nic nie mówiła, mogła tutaj być.

- Wiem, że moje rodzeństwo zachowało się okropnie, ale nie każde dziecko Afrodyty takie jest – powiedziała lekkim głosem. Zerknęłam na nią kątem oka. Dziewczyna siedziała na piasku, podpierając się dłońmi. Patrzyła się w kłębiące się nad nami chmury.

- Nic im nie zrobiłam – odburknęłam. Złapałam za leżący obok kamień i wrzuciłam go do wody. Wpadł z głośnym pluskiem, irytując mnie dźwiękiem, który przy tym wydał.

- Zanim dołączyłaś do obozu, Mark był zupełnie innym chłopakiem – kolejne słowa Piper przyciągnęły moją uwagę. Odwróciłam głowę w jej stronę i napotkałam jej współczujące spojrzenie zielonych oczu. – Był typem niegrzecznego chłopca, w sumie dalej nim jest, ale wtedy tylko zabawiał się dziewczynami. Valentina była jedną z nich. Problem w tym, że dzieci Afrodyty bardzo szybko się zauroczają i to samo stało się z moją przyrodnią siostrą.

Słuchając Piper, próbowałam sobie wyobrazić Marka, którego znała. Zimnego, wyuzdanego chłopaka, który zmieniał partnerki jak skarpetki. Nie potrafiłam zastąpić go tym zabawnym, opiekuńczym, młodym mężczyzną, który wywoływał we mnie burzę emocji, kiedykolwiek się przy mnie znalazł. Czyżby zachowywał się tak tylko po to, żeby mnie wykorzystać i traktować jako swoje kolejne trofeum?

Córka Dziewicy: Kwadra pierwsza *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz