48. Wystarczy

216 8 0
                                    

Odetchnęłam głęboko, napawając się otaczającą mnie ciszą. Szłam przed siebie, swoim wyostrzonym węchem wyczuwając wszystkie zapachy wokół. Przetarłam dłonią spocone czoło, czując nadchodzący ból głowy. Nadużywanie nadprzyrodzonych mocy powoli zaczynało pokazywać swoje skutki uboczne. Najgorsze było to, że nie potrafiłam tego wyłączyć.

Potrząsnęłam głową, warcząc cicho. Przyłożyłam palce do skroni, po których małymi kroczkami rozlewał się pulsujący ból. Mroczki stanęły przed moimi oczami, gdy gwałtownie spojrzałam przed siebie, słysząc podejrzliwy dźwięk. Moja prawa dłoń automatycznie powędrowała do zawieszonego na plecach łuku. Ściągnęłam go niezwykle wolnym ruchem, wytężając wzrok i rozglądając się uważnie. Nie mogłam jednak nic dostrzec przez rosnące wokół chaszcze.

Usłyszawszy trzask łamanych gałęzi, niewiele myśląc wyciągnęłam strzałę z kołczanu i posłałam ją w stronę, z której doszedł podejrzliwy dźwięk. Pomknęła między krzaki i albo spudłowałam, albo uderzyła w coś twardego, bo nie dostałam reakcji zwrotnej w postaci krzyku mojej ofiary. Zmarszczyłam brwi, gdy zamiast niego do moich uszu doszło dziwne klekotanie. W tym samym momencie odór rozkładającego się ciała wypełnił moją jamę nosową. Wzdrygnęłam się z obrzydzeniem, a kiedy uniosłam wzrok, z moich ust wyrwał się zduszony okrzyk.

Spomiędzy krzaków, całą chmarą zaczęli wychodzić martwi żołnierze. Sam fakt, że nie żyli i wciąż się poruszali wystarczająco mnie zszokował, a co dopiero mówić, że było ich tak dużo. Mieli na sobie podarte mundury z różnych epok, niektórzy nosili nawet blaszane zbroje. Chciałam się cofnąć, ale ze wstępującą we mnie paniką zauważyłam, że zombie znajdowali się również za mną. Byłam otoczona, a szanse, że wyjdę z tego cało, były bliskie zeru. Jednakże bez walki nie zamierzałam się poddać.

Wyciągnęłam trzy strzały i założyłam je na cięciwę. Posłałam je na raz w stronę najbliższych trupów. Wszystkie trzy trafiły w cel, ale nie wywołały żadnej reakcji z ich strony. Żołnierze dalej szli w moją stronę, błyskając w słońcu przeróżnymi brońmi. Przełknęłam ślinę, czując, że jeszcze chwila a ogarnie mnie atak paniki.

Do głowy wpadł mi szalony pomysł, którego skutków nie umiałam przewidzieć. Na samą myśl coś w środku mnie rwało się z euforii. Wiedziałam, że jeżeli stracę kontrolę, prawdopodobnie zabiję nie tylko trupy, ale znajdujących się niedaleko, moich niczego nieświadomych przyjaciół. Miałam misję do spełnienia i nie zamierzałam się dać zabić paru gnijącym ciałom.

Wypuściłam spomiędzy ust cichy oddech i uniosłam wzrok, wbijając go w najbliższego trupa. Fala energii przelała się przez moje ciało i skupiła w obu dłoniach. Kątem oka widziałam, jak jeden z potworów zamachuje się na mnie jakąś szablą. Jego ostrze nie zdążyło mnie dotknąć, bo moja dłoń wystrzeliła w jego stronę. W momencie, w którym zetknęła się z jego szyją, buchnęła żywym ogniem, podpalając trupa. Tamten wydał z siebie dźwięk przypominający jęk i zaczął topić się na moich oczach.

Oddychałam głęboko, wciąż patrząc na żarzącą się dłoń. Spojrzałam na resztę martwych, którzy zatrzymali się, nie będąc pewnym, co teraz mają zrobić. Chyba postanowili, że pokonają mnie przewagą liczebną, bo gwałtownie rzucili się w moją stronę. Parsknęłam pogardliwym śmiechem, z satysfakcją zacierając ręce, które teraz równomiernie płonęły jaskrawym blaskiem.

Właśnie szykowałam się, żeby wypuścić z dłoni falę ognia i spalić wszystkie trupy na popiół, gdy wtem one same stanęły jak wryte i zaczęły się na mnie patrzeć. Cichy szelest kazał mi się odwrócić. Mój wzrok padł na wychodzącego spomiędzy drzew Nico, który swoją lewą dłoń trzymał mocno wyciągniętą przed siebie. Jego srebrny sygnet z czaszką odbijał światło słoneczne, zwracając na siebie uwagę. Obserwowałam z zaciekawieniem, jak podchodzi do jednego z trupów i staje z nim twarzą w twarz. Usłyszałam, jak wzdycha cicho, a następnie z jego ust pada jedno słowo:

Córka Dziewicy: Kwadra pierwsza *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz