65. Idę po Ciebie

143 8 0
                                    

- Tartaros? O czym ty... - zaczął Will, ale spojrzawszy na Thalię wszystko zrozumiał. Wybałuszył oczy, miałam wrażenie, że jego ciałem wstrząsa dreszcz obrzydzenia. Uniosłam dłoń, aby się nie wtrącał.

- Czego chcesz, Tartarosie? – zapytałam, tłumiąc gniew w środku. Mimo iż nigdy tytana nie widziałam, nienawidziłam go z całego serca. Za to, że niszczył życie moje i moich bliskich.

- Idę po Ciebie – powtórzył potwór przez usta Thalii. Niewiele myśląc, złapałam za koszulkę dziewczyny i mocno nią potrząsnęłam. Na ułamek sekundy zapomniałam, że jest moją przyjaciółką.

- Dlaczego dzieci Wielkiej Trójki, hm? – syknęłam jej prosto w twarz. Tartaros zaśmiał się gardłowo. Chwilę później oczy córki Zeusa uciekły w głąb czaszki, a ona sama zemdlała.

Puściłam Thalię i zacisnęłam dłonie w pięści. Nie mogłam patrzeć na nieprzytomną trójkę. Przepchałam się między krzątającymi się po Izbie Chorych dziećmi Apolla i wyszłam na zewnątrz. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach stęchlizny. Herosi pracowali zawzięcie nad zabezpieczeniem granic obozu. Warknęłam głucho, bo nikt nie pomyślał o najbardziej oczywistej rzeczy.

Znalazłszy się przed domkiem Demeter, kopnięciem otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Jego mieszkańcy unieśli głowy, zaskoczeni moją nagłą wizytą. Widziałam, że byli zajęci, ale w tamtym momencie mało mnie to obchodziło. Były ważniejsze rzeczy do roboty.

- Mam dla was misję do wykonania – powiedziałam. Kilka par brwi uniosło się pytająco. – Nie mówcie, że na to nie wpadliście.

- Jeżeli chodzi Ci o... - zaczął jakiś chłopak, ale szybko mu przerwałam.

- Ruszcie dupy i za mną. Sama tego nie zrobię.

Widziałam, jak spoglądają między sobą, ustalając, czy mają zamiar słuchać się jakiejś rudej wariatki. Chyba stwierdzili, że nie mają nic do stracenia, bo wstali jak jeden mąż i ruszyli w stronę otwartych drzwi. Wyszłam pierwsza, żeby przejąć dowodzenie nad całą grupą.

Sosna Thalii leżała tak samo przewrócona jak wtedy, gdy znaleźliśmy ją z Leo. Z ulgą stwierdziłam, że nie zaczęło jeszcze więdnąć. Położywszy dłoń na pniu, poczułam tętniącą w środku energię. Zostało nam mało czasu na ratunek.

Ruchem ręki rozkazałam dzieciom Demeter utworzyć krąg wokół drzewa. Złapali się za dłonie, uważnie śledząc moje ruchy. Swoje ułożyłam na pniu drzewa. Skinięciem głowy dałam znak herosom, że możemy zaczynać. Przymknęłam oczy w oczekiwaniu na to, co za chwilę miało się wydarzyć.

Cichy pomruk dotarł do moich uszu. Zrozumiałam, że dzieci Demeter odmawiają jakąś modlitwę. Moje serce biło jak oszalałe, bo nie wiedziałam, czego się spodziewać. Prawie upadłam, a z mojego gardła wydarł się jęk. Nagły przypływ wielkich pokładów mocy wlał się w moje ciało. Otworzyłam w panice oczy, wyostrzony wzrok wbijając w pień sosny. Paznokcie wbiłam pod jej korę, dysząc ciężko. Czułam, jak przelewają się przeze mnie czyste pokłady energii i wpływają wprost w roślinę. Jednocześnie miałam wrażenie, że żebra coraz bardziej naciskają na klatkę piersiową, uniemożliwiając wzięcie oddechu.

Ku mojemu zdumieniu i małej uciesze, kątem oka zauważyłam, że już nieco przyschłe igły sosny zaczynają na nowo zielenieć. Usłyszałam trzask. Wyrwane z ziemi korzenie na nowo się w niej schowały, nieznacznie unosząc drzewo. Pot spływał strumieniami po moim czole i plecach, gdy z zaciśniętymi zębami próbowałam podnieść sosnę. Moje żyły stały się ciemnozielone i były dobrze widoczne pod skórą. Każdy mógł zobaczyć, jak porusza się w nich coś dziwnego. Ale mimo uzdrowienia drzewa, nie miałam wystarczającej mocy, aby ustawić go w pion. Potrzebowałam kogoś silniejszego...

Córka Dziewicy: Kwadra pierwsza *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz