9. Listo, buena chica

1.1K 79 7
                                    

Odskoczyłam metr do tyłu, gdy dłonie Leo pokryły się ogniem. Przyłożył je do zbroi, która momentalnie zaczęła syczeć i jakby się utwardzać. Patrzyłam z walącym w piersi sercem, jak ogień pochłania elastyczny metal i tworzy z niego twardą blachę. Po chwili Leo odjął gasnące powoli ręce i pokazał mi swoje dzieło.

- Listo, buena chica – powiedział, uśmiechając się do mnie. Przełknęłam ślinę, wpatrując się w niego przerażonym wzrokiem.

- Czy inne dzieci Hefajstosa też potrafią... no... to, co przed chwilą zrobiłeś? – wyjąkałam, spuszczając wzrok. Czułam, że moja twarz płonie rumieńcem i to wcale nie przez gorąc bijący od Leona.

- Na szczęście tylko ja jestem takim wybrykiem natury – zaśmiał się i objął mnie ramieniem. – Nie ma się czego bać. Przyzwyczaisz się do niezwykłości każdego z nas. A szczególnie po odkryciu własnych zdolności.

Podniosłam wzrok i napotkałam jego oczy. Wyrażały współczucie i troskę, ale w ich głębi zobaczyłam złośliwy błysk. Mimowolnie się rozluźniłam i rzuciłam chłopakowi zjadliwy uśmieszek. Leo, widząc moją minę, wyraźnie nabrał nowej energii, bo zabrał zbroję i poszedł pokazać ją reszcie obozowiczów.

Dopiero teraz zobaczyłam, że Leo miał rację. Reszta jego rodzeństwa właśnie stała przy piecach i wypalała zbroje, miecze i groty do strzał. Musiałam przyznać, że Leo zaimponował mi umiejętnością panowania nad ogniem. Też chciałabym dokonywać samozapłonu na zawołanie.

- Jak się bawiłaś? – usłyszałam za sobą głos Marka. Odwróciłam się i posłałam mu lekki uśmieszek.

- Płatnerstwo to nie moje powołanie – stwierdziłam kwaśno. Mark prychnął pogardliwie, zakładając ręce na piersi.

- Oczywiście, że nie, mała. Jesteśmy wojownikami, nie jakimiś rzemieślnikami. Od tego jest domek Hefajstosa.

- Nie mówiłeś mi, że Leo panuje nad ogniem – zauważyłam. Mark drgnął nieznacznie, a jego twarz przybrała wyraz obojętności.

- Nie obchodzi mnie ten mały elf. Byle się do Ciebie nie zbliżał – warknął. Zmrużyłam oczy, patrząc na niego przenikliwie.

- Tylko spróbuj mu tego zabronić, a obudzisz się ze strzałą w sercu – syknęłam. Mark, słysząc moją groźbę, uśmiechnął się złośliwie.

- Grozisz mi? – szepnął, idąc w moją stronę. Chciałam się cofnąć, ale za sobą miałam tylko stół. Mark oparł dłonie na jego skraju po obu moich bokach i nachylił się w stronę mojej szyi. Zamarłam, czekając na to, co zrobi. – Uważaj – syknął mi prosto do ucha, lekko przygryzając jego płatek. – Nie znasz jeszcze mojej ciemnej strony.

Po tych słowach odsunął się i tak po prosto sobie odszedł. Stałam w miejscu, rozwścieczona jego zachowaniem. Nie cierpiałam tego, jak łatwo wyprowadzał mnie z równowagi i że nie do końca umiałam mu się postawić. Nie wiedziałam wtedy, że jest to spowodowane uczuciem, którego wcześniej nie zaznałam.

- Artemia – odwróciłam się z zimnym wyrazem twarzy, gotowa nakrzyczeć na Marka za jego zachowanie, ale zamiast jego mój wzrok napotkał Clarisse.

- Och, to tylko ty, wybacz – mruknęłam. Mój gniew powoli stygł i znów powracałam do postawy spokojnej i zrównoważonej nastolatki.

- Jeśli chcesz, możesz teraz wysłać list do domu, a jeśli nie, masz niecałe trzy godziny wolnego – poinformowała mnie i odeszła. Dosłownie minutę później Leo podziękował za dzisiejsze zajęcia i powtórzył jej słowa.

Trzy godziny wolnego... Bardzo dobrze wiedziałam, jak je spożytkuję.

***

27.06.2011, od w pół do czwartej do szóstej po południu

Córka Dziewicy: Kwadra pierwsza *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz