50. Córa alfy

197 9 0
                                    

13.07.2011r., wieczór

Po zjedzeniu wspólnej obiado-kolacji przeszliśmy do ustalenia zadań dla każdego z nas. Annabeth zajęła się stroną techniczną – zdecydowała, w jakich miejscach najlepiej podłożyć środki wybuchowe tak, żeby skutecznie zadziałały i nas przy okazji nie zabiły. Nico miał zająć się wykopaniem dołów na bomby, a Percy ich umiejscowieniem. Co było moim zadaniem? Pilnowanie, aby nikt nie ukatrupił moich przyjaciół w trakcie ich pracy. I również mojej osoby.

Z początku wszystko szło jak po maśle. Annabeth chodziła z mapą i wskazywała Nico miejsca, w których ma wykopać dół. Byłam prawie w stu procentach pewna, że chłopak zrobi to fizycznie przy pomocy jakiejś łopaty. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy wyciągnął przed siebie prawą dłoń i rozcapierzył palce, jakby próbował coś złapać. Sekundę później gruda ziemi zawisła tuż pod jego ręką, balansując w powietrzu. Percy szybko umieścił ładunek w niewielkim dołku. Kiedy już to zrobił, Nico odjął dłoń, a ziemia spadła z powrotem na swoje miejsce. I tak było za każdym razem.

Siedziałam w krzakach, obserwując pracę moich przyjaciół i nasłuchując ewentualnego pojawienia się wroga. W dłoniach dzierżyłam swój łuk, na którego cięciwie nałożone były trzy strzały. Kątem oka zerkałam na zachodzące słońce, tworzące na horyzoncie pomarańczową łunę. Już za kilka minut miało się zrobić całkowicie ciemno.

Wtem do moich uszu dotarł niesłyszalny dla ludzkiego ucha zgrzyt metalu. Zaciągnęłam się powietrzem. Do moich nozdrzy wdarł się ledwie wyczuwalny zapach mokrego psa. Wzdrygnęłam się z obrzydzeniem, bo to oznaczało tylko jedno. Ktoś właśnie wyszedł z bazy.

Syknęłam na moich towarzyszy najciszej, jak mogłam. Cała trójka odwróciła się w moją stronę i zmarszczyła brwi. Przywołałam ich nerwowym ruchem dłoni. Herosi spojrzeli po sobie z dezorientacją, ale posłusznie ruszyli do mojej kryjówki. Kucnęli wokół mnie, wyczekująco żądając wyjaśnień.

- Ktoś się zbliża – szepnęłam. W dłoni Annabeth błysnął spiżowy sztylet. Szczęk metalu kazał mi przypuścić, że chłopcy również powyciągali swoje miecze, gotowi do ewentualnej walki.

Skuliłam się za krzakami jeszcze bardziej, wytężając i tak już czuły słuch. Moje palce nieznacznie naciągnęły cięciwę, aby w każdej chwili móc posłać strzały. Patrzyłam w dal, wypatrując pojawienia się wroga. Było to niemałym wyzwaniem w zapadającej ciemności, a co dopiero miałam powiedzieć o moich przyjaciołach. Jeżeli mieliśmy walczyć, to właśnie teraz.

Ciche kroki wdarły się do moich uszu. Odór mokrego psa nasilił się. Ktoś przeciągnął się głośno i westchnął ciężko. Kroki znów się rozległy, tym razem jeszcze bliżej nas. Napięłam wszystkie mięśnie, ani na chwilę nie przestając nasłuchiwać.

- Ach, w końcu chłód. Mam dość tego rażącego słońca – niski, zachrypnięty głos doszedł z oddali.

- Jest tak gorąco, że nawet wilki nie mają ochoty wychodzić na patrol – do tamtego dołączył drugi, jeszcze bardziej ochrypły. Gęsia skórka pokryła całe moje ciało.

- Już niedługo. Jak tylko dostaniemy tego lalusia w nasze szpony...

- Czujesz to? – drugi głos przerwał pierwszemu. W powietrzu rozległo się intensywne węszenie.

- Pachnie, jakby...

- Chodźmy sprawdzić – kategorycznie zadecydował drugi głos. Kroki obu postaci były teraz znacznie głośniejsze.

- Idą tutaj – szepnęłam, naciągając do końca cięciwę. Widziałam, że moi przyjaciele też byli gotowi do walki.

- Poznajesz, kto to może być? – spytał Percy. Przecząco pokręciłam głową.

Córka Dziewicy: Kwadra pierwsza *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz