27. Bo wtedy zaczęłam czuć

351 22 4
                                    

- PROSZĘ, PRZESTAŃ! – wrzasnęłam, wyrywając się z uścisku Rachel i zakrywając uszy dłońmi. Z mojego gardła wyrwał się niekontrolowany wrzask, który wstrząsnął całą jaskinią. Słyszałam, jak Kolasi wyje na zewnątrz, chcąc mi pomóc. Ale dla mnie nie było pomocy.

Miałam wrażenie, że minęły wieki zanim w końcu przestałam krzyczeć. Na języku czułam smak krwi zdartego gardła. Kiedy rozchyliłam powieki, zorientowałam się, że kucam na podłodze. Powoli odjęłam moje drżące dłonie od uszu i spróbowałam przełknąć ślinę. Ostry ból rozrywał moje gardło, co spowodowało moje ciche syknięcie. Ale kiedy uniosłam głowę, aż mnie zamroczyło.

Rachel stała przede mną i wyglądała jak posąg. To, że żyła, pokazywała tylko jej spokojnie unosząca się i opadająca klatka piersiowa. Wpatrywała się pusto w przestrzeń przed sobą. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Ale nie to wywołało mój cichy jęk i zebranie się łez w kącikach moich oczu.

Z uszu Rachel powoli wypływała krew. Dziewczyna nie ruszała się, tak jakby tego nie czuła. Uniosłam się na moich wciąż drżących nogach i mocno złapałam za ramiona dziewczyny. Potrząsnęłam nią, ale nawet nie zareagowała.

- Nie, nie, nie... - zaczęłam gorączkowo szeptać zachrypniętym głosem. Nie zważałam na ból, jaki rozsadzał moje gardło. Musiałam pomóc Rachel.

I już miałam objąć ją ramieniem i wyprowadzić z jaskini, kiedy mój wzrok padł na wiszące za dziewczyną lustro. Oczywiście, musiało akurat teraz się tam znaleźć. Zamarłam, kiedy zobaczyłam w nim swoje odbicie. A tym bardziej moje oczy.

Nie były żółte jak malutkie kaczuszki, a ich źrenice czarne i rozszerzone. W tamtym momencie ich blask mógłby rozświetlić wszelkie ciemności. Bo one wręcz płonęły czystym srebrem. Dwie proste linie udające źrenice przecinały je wzdłuż. Nie mogłam oderwać od nich wzroku, nieważne jak irracjonalnie to brzmiało.

Bo wtedy zaczęłam czuć. Dostrzegłam wszystkie dotychczas niezauważalne szczegóły jaskini. Od malutkich pajęczyn po kapiące z sufitu krople wody. Usłyszałam szum krwi płynącej w żyłach Rachel i jej równomierne bicie serca. Intensywny zapach dziewczyny wdarł się w moje nozdrza. Czułam, jak gorące było jej ciało pod moimi palcami. I mimo iż tego nie chciałam, czułam, jak bardzo Rachel się boi. Bo w tamtym momencie potrafiłam wyczuć jej strach.

Ale wyczulone zmysły znikły tak szybko, jak się pojawiły. Wróciłam do szarej rzeczywistości, a moim priorytetem znów stała się pomoc Rachel. Objęłam ją ramieniem i siłą wyciągnęłam z jaskini.

Musiałyśmy przebywać w środku kilka godzin, bo gdy wyszłyśmy na zewnątrz, słońce powoli chyliło się za horyzont. Kolasi od razu do mnie doskoczył i zaczął skomleć, jednocześnie liżąc mnie po dłoni. Poprawiłam uwieszoną na moim ramieniu Rachel, nie do końca wiedząc, czy uda mi się przetransportować ją do Izby Chorych. Musiałam spróbować.

- Artemia?! Rachel?! – znikąd pojawił się ratunek w postaci Percy'ego. Czarnowłosy widząc nas obie, pobladł i sekundę później przejmował ode mnie nieprzytomną Rachel. – Rachel! Co się stało?!

- Nie wiem... - zaszlochałam, puszczając hamulce wszystkich emocji, jakie we mnie tkwiły. – Byłyśmy w jaskini, a potem zaczęła mówić przepowiednię i...

- Przepowiednię? – twarz Percy'ego jeszcze bardziej zbielała, choć myślałam, że to niemożliwe.

- Wszystko Ci później wytłumaczę – wyjąkałam i splunęłam. Na trawie zostały krople krwi. – Tylko proszę, pomóżmy jej, to wszystko moja wina...

- Uspokój się, bo Twoje oczy zaczynają świecić – Percy potarł moje ramię. Otarłam łzy, nic nie rozumiejąc. Czyżby znowu...? – Chodźmy.

Posłusznie ruszyłam za biegnącym chłopakiem. Kolasi ani na chwile nie opuszczał mojej prawej nogi. Mimo iż wszystko bolało mnie jak cholera, równo dotrzymywałam mu kroku. Kilkanaście minut później wpadliśmy z hukiem do Izby Chorych.

Córka Dziewicy: Kwadra pierwsza *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz