52. Lubisz ogień?

185 7 0
                                    

Nie wiem, ile czasu minęło, zanim na powrót byłam w stanie normalnie spojrzeć na oczy, a mój oddech wrócił do regularności. Dzielna walka mojego organizmu z dziwną substancją przerywana była co i raz dochodzącymi zza którychś drzwi okrzyków Annabeth i odwiedzinami losowych potworów, którzy przystawali niedaleko mnie i jasno sobie ze mnie drwili. Z każdym kolejnym wyzwiskiem do mojej głowy wpadały kolejne sposoby, jak ich zabić i już nie mogłam się doczekać, aż będę miała okazje je zrealizować.

W między czasie myślałam o słowach lajstrygona i całej zaistniałej sytuacji. Nie wątpiłam, że Percy'ego też torturują za jednymi z kilkunastu drzwi, jak nie na oczach Annabeth. A co zrobili z Nico? Nawet nie chciałam się domyślać.

Cichy głosik w mojej głowie mówił, że to wszystko przeze mnie. Gdyby nie ta cała przepowiednia, gdyby nie moja dziwna słabość na nieznaną substancję, nie znajdowalibyśmy się w tak tragicznym położeniu. I co miał na myśli Wysysacz Szpiku, mówiąc, że z powrotem wyśle do Tartaru moich przyjaciół? Czyżby już tam kiedyś byli?

Moje bierność powoli zaczynała mnie irytować. ADHD silnie dawało się we znaki. Musiałam zacząć działać. Wyrwanie łańcuchów spowodowałoby hałas i nie chciałam dopuścić do wyobraźni tortur, jakie mogły wymyśleć dla mnie potwory. W zupełności wystarczyło mi zatrucie zielonym płynem.

Zamknęłam oczy, udając, że śpię. W głębi siebie znalazłam ostatki energii, którą skupiłam w nadgarstkach, za które byłam przypięta łańcuchami. Spod przymrużonych powiek patrzyłam, jak moja skóra pokrywa się czerwienią i powoli zaczyna topić metal. Oddychałam głęboko, z całych sił powstrzymując wysoką temperaturę w tych dwóch miejscach mojego ciała. Odetchnęłam z ulgą dopiero, gdy łańcuchy z cichym brzękiem opadły na podłogę, a ja znów byłam wolna.

Strzepnęłam resztki roztopionego metalu z nadgarstków i przeciągnęłam się głośno. Czułam, jak moje mięśnie na powrót zaczynają pracować, a mój kręgosłup strzela ze słyszalną ulgą. Szybko jednak zmieniła się ona w lekką panikę, bo dopiero teraz zauważyłam, że nie mam przy sobie broni. Zaklęłam szpetnie, gorączkowo rozglądając się dookoła. Moje oczy błysnęły radośnie, gdy w kącie korytarza zobaczyłam mój schludnie złożony oręż. W kilku szybkich podskokach na tyle, na ile pozwolił mi mój osłabiony organizm, złapałam za broń i umieściłam na moim ciele w miejscach, w których powinna się znajdować.

- Hej! – usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam, jak w moją stronę nadciąga dwóch lajstrygonów, w biegu zmieniających się w swoją potworną postać.

Stanęłam stabilnie na dwóch nogach, lekko uginając kolana. Gdy pierwszy z lajstrygonów znalazł się dwa metry ode mnie, błyskawicznie zdjęłam z pleców włócznię i wyciągnęłam rękę w przód. Zaskoczony potwór nie zdążył zahamować i nabił się piersią wprost na jej grot. Widząc śmierć towarzysza, drugi warknął głucho i skoczył na mnie. Uniknęłam jego umięśnionych rąk i wykorzystując jego chwilowy brak równowagi, przeszyłam włócznią jego plecy. Ciała obu potworów przez moment leżały na podłodze zanim zamieniły się w dwie kupki złotego pyłu.

Unormowałam oddech i na powrót zawiesiłam włócznie na plecach. Strzeliłam palcami u dłoni i zaczęłam nasłuchiwać. Do moich uszu dotarły błagania Annabeth, które dochodziły zza drzwi w ścianie naprzeciw mnie. W lewą dłoń ujęłam łuk, na którego cięciwie nałożyłam dwie strzały. Tak przygotowana, najciszej jak potrafiłam, podeszłam do drzwi.

Właśnie zamierzałam lekko się rozpędzić, aby je wyważyć, gdy z drugiego końca korytarza wylała się fala wody. Odwróciłam się w tamtym kierunku, asekuracyjnie unosząc łuk. Woda pędziła wprost na mnie. Przymknęłam oczy, rozkazując jej, by mnie ominęła. Uśmiechnęłam się słabo, gdy jej lekka bryza owiała moje rozgrzane ciało. Słyszałam jęki topiących się potworów, kiedy niosła je ze sobą z dala od nas. Chwilę później znikła razem z nimi w kolejnym korytarzu.

Córka Dziewicy: Kwadra pierwsza *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz