7. Hop!

1.6K 75 28
                                    

Na szczęście nie było kolejki, więc szybko weszłam pod jeden z pryszniców i spuściłam zbawienną, ciepłą wodę na moje brudne ciało. Z ulgą zaczęłam się myć, coraz bardziej doprowadzając się do swojego normalnego wyglądu.

Po dwudziestu minutach wytarłam się dokładnie ręcznikiem i spojrzałam na rzeczy, które dał mi Travis. Ułożyłam usta w kreskę, gdy zobaczyłam POMARAŃCZOWĄ koszulkę obozową. Wywróciłam oczami i założyłam ją. Nie lubiłam rzeczy, które były innego koloru niż czarny, szary, biały lub khaki, ale jak mus to mus. Do koszulki włożyłam czarne krótkie spodenki i trampki takiej samej barwy. Włosy związałam w wysoki, koński ogon, po czym wyszłam na zewnątrz.

W tej samej chwili od strony lasu południowego usłyszałam potężny wrzask, który zmroził mi krew w żyłach. Powoli sięgnęłam po łuk i naciągnęłam strzałę na cięciwę. Obejrzałam się za siebie. Herosi wychodzili z domków z zaniepokojeniem na twarzach. Widziałam naszykowane bronie w ich rękach. Z powrotem spojrzałam się na las i mocniej zacisnęłam dłoń na uchwycie łuku, gdy zobaczyłam, kto z niego wyszedł.

Było ich kilkanaście, wszystkie ubrane w białe koszule, srebrne kurtki i spodnie do kamuflażu oraz czarne buty bojowe. Przez ramię miały przewieszony łuk i kołczan ze strzałami, a do pasa przypięte dwie pochwy z nożami. Wyglądały, jak zawodowe wojowniczki, a na ich widok ciarki przebiegły mi po plecach. Nie opuściłam jednak łuku i cały czas celowałam w tajemnicze dziewczyny.

- Opuść łuk, Artemio – na ramieniu poczułam czyjąś ciężką dłoń, a za sobą usłyszałam tubalny głos Chejrona. Moja ręka zadrżała pod wpływem polecenia, ale nie wykonałam go. Te dziewczyny mi dziwnie kogoś przypominały...

- To Łowczynie Artemidy! – krzyknęło za mną kilku obozowiczów, a gdy się odwróciłam, zobaczyłam, że macha rękoma w kierunku dziewczyn.

Dopiero teraz opuściłam łuk. Usłyszałam, jak Chejron wypuszcza głośno powietrze z płuc. To dlatego coś mi nie pasowało w ich wyglądzie! Biła od nich ta sama władczość i pewność siebie, które wyczułam we śnie od Artemidy, gdy rozmawiała z Hefajstosem. Ich postawa również wskazywała na to, że lepiej z nimi nie zadzierać. Do tego ostatniego akurat postanowiłam się nie stosować.

Łowczynie ruszyły w naszą stronę w równym szeregu. Zdjęłam strzałę z cięciwy i schowałam ją do kołczanu, a łuk zarzuciłam na ramię. Gdy to zrobiłam, stały już przede mną i Chejronem i wpatrywały się we mnie z lekkim zdziwieniem i zainteresowaniem. No tak, w końcu byłam córką ich... pani?

- Artemio, poznaj Thalię Grace, poruczniczkę Łowczyń Artemidy – powiedział Chejron, wskazując na dziewczynę z krótko ściętymi, czarnymi włosami ułożonymi w stylu punkowym, jaskrawoniebieskimi oczami i rozsypanymi po twarzy piegami. Na głowie miała srebrny diadem, który pewnie symbolizował jej status, bo inne Łowczynie takiego nie miały.

- Thalia, córka Zeusa, Łowczyni Artemidy – dziewczyna wyciągnęła do mnie rękę. Ujęłam ją i kiwnęłam głową, ale nie z szacunkiem. Szacunku nie miałam do nikogo.

- Artemia Moore, córka Artemidy – odpowiedziałam, czekając na jej reakcję. Oczy Thalii błysnęły zdumieniem, ale poza tym dziewczyna nie wyraziła żadnych emocji związanych z tą wiadomością.

- Dlatego nas tu przysłała... - szepnęła Thalia, patrząc na Chejrona. Centaur nieznacznie kiwnął głową. Udałam, że tego nie widziałam.

- Więc... - chrząknęłam, ponownie zwracając na siebie uwagę Thalii. – Twój tata jest bogiem piorunów, tak?

- Również i Królem Bogów i Panem Niebios. Tak, to właśnie jest Zeus – powiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się lekko. Kiwnęłam głową.

- Jasne – odparłam. Thalia chyba coś chciała dodać, ale uprzedził ją Chejron.

Córka Dziewicy: Kwadra pierwsza *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz