40. Chętnie Ci pomogę, kochanie

245 15 4
                                    

Poczułam, jak chłopak zamiera, uważnie nasłuchując. Słysząc zbliżające się kroki, odskoczył ode mnie jak oparzony, ściągając mnie z blatu. Rzucił się na leżące na podłodze papiery i zaczął gorączkowo je zbierać. Ja tylko stałam obok, obserwując go ze zdezorientowaniem. Poprawiłam swoje wymiętoszone ubrania i roztrzepane włosy w tej samej chwili, w której rozległ się ponownie kobiecy głos.

- Leo, jes... - urwał w połowie, tak samo jak dźwięk kroków. Odwróciłam się, stając oko w oko z żywą pięknością.

Stała przede mną niewysoka dziewczyna, na oko wyglądająca na piętnaście/szesnaście lat, ale z jej twarzy tak naprawdę nie dało się wyczytać prawdziwego wieku. Miała karmelowe włosy, migdałowe, czarne oczy, mlecznobiałą skórę i maleńkiego piega tuż koło lewego oka. Była dwa razy bardziej olśniewająca od gwiazd, a nawet piękniejsza od samej Afrodyty – wyglądała naturalnie i była po prostu ładna. Gdy podeszła bliżej, do moich nozdrzy dotarł wspaniały zapach cynamonu. Miałam wrażenie, że stoi przede mną prawdziwa bogini, oszałamiająca swoim dokuczliwym pięknem. I pewnie za taką bym ją uważała, gdyby nie nowoczesne jeansy, biała bluzka oraz jaskraworóżowa narciarska kurtka.

- Kalipso? – Leo wstał z podłogi, w dłoniach trzymając nieskładnie złożone papiery. Rzucił je na blat stanowiska i szybko pomrugał oczami. Piękna dziewczyna wyglądała na tak samo zaskoczoną, jak i on.

- Od wczoraj próbuję skontaktować się z Tobą przez iryfon, ale bezskutecznie. Myślałam, że coś Ci się stało – zmartwiony, melodyjny głos dziewczyny dotarł do moich uszu. Leo potrząsnął głową, słabo się uśmiechając.

- Po prostu byłem zajęty, przepraszam, chica – wymruczał, podchodząc do ślicznej nieznajomej i... całując ją prosto w usta.

I wtedy to zrozumiałam. Dziewczyna Leo stała przede mną we własnej osobie. Poczułam niemiły ucisk w środku, całkowicie nie rozumiejąc, jak on mógł zdradzać ze mną kogoś tak pięknego. A potem przypomniałam sobie, że ja robiłam to samo tylko w stosunku do najprzystojniejszego chłopaka w całym obozie. Gdy sobie to uświadomiłam, miałam ochotę zwymiotować. Jak mogłam znowu dać mu się tak omamić?

- A kim jest Twoja piękna koleżanka? – zapytała nazwana przez Leo Kalipso, gdy para w końcu się od siebie oderwała. Chłopak podrapał się po karku, palce lewej dłoni splatając z palcami dziewczyny. No, tłumacz się, gnoju.

- Kalipso, to Artemia Moore, córka Artemidy – powiedział, lekko się jąkając. Miałam ochotę poprawić moje nazwisko, ale zrezygnowałam. Nie zasługiwał, żeby o nim wiedzieć. – Artemio, to moja dziewczyna, Kalipso. Córka Atlasa, tytana podtrzymującego nieboskłon.

Wypuściłam głośno powietrze w płuc, spoglądając wprost w oczy Kalipso. Zobaczyłam w nich dziwny, podejrzliwy blask, który znikł tak szybko, jak się pojawił. Czułam tężejącą w powietrzu atmosferę, którą można by było ciąć nożem. Zgrzytnęłam cicho zębami i wymusiłam przybranie na twarzy miłego uśmiechu.

- Jesteś boginią? – spytałam przyjaźnie, nonszalancko opierając się o kant blatu. Dziewczyna odwzajemniła mój lekki uśmiech.

- Tytanidą, takim pomniejszym, lecz potężnym bóstwem. A przynajmniej nią byłam – odpowiedziała, przytulając się do boku Leo. Pokiwałam głową, siłą powstrzymując się od zaciśnięcia dłoni na kancie blatu. Nie miałam prawa być zazdrosna o jej chłopaka.

- Rozumiem – odparłam prosto. Kalipso utkwiła spojrzenie swoich czarnych oczu w stojącym obok niej chłopaku.

- A co tu robiliście? – spytała słodko, jeszcze bardziej przytulając się do boku Leo. Widziałam, całe ciało chłopaka gwałtownie się spina, a on sam rozpoczyna poważny proces myślowy. Mimowolnie powstrzymałam się od warknięcia, że jej ukochany właśnie ją zdradzał. Później z nim o tym porozmawiam.

Córka Dziewicy: Kwadra pierwsza *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz