24. Moja ulubiona pacjentka

399 31 3
                                    

Poczułam nagły chłód. Wzdrygnęłam się, patrząc na trawę pode mną. Całkowicie pożółkła, a po chwili zwiędła. Działo się tak wszędzie wokół nas. Przełknęłam ciężko ślinę i podniosłam głowę, wzrokiem napotykając postać Nicka.

Chłopak stał z mocno zaciśniętymi w pięści dłońmi. Widziałam, jak jego ciało drżało spazmatycznie i słyszałam, jak szybko oddycha. Wzrok utkwiony miał w ziemi pod nogami, która stała się teraz sucha i jałowa. Gdy podniósł głowę, ujrzałam jego wściekłe spojrzenie.

- Powiedzcie, że tego nie zrobiliście – wysyczał cicho, a jego głos aż drżał z powstrzymywanego gniewu. Zerknęłam na Travisa, którego twarz była biała jak płótno. Chłopak chciał coś powiedzieć, ale z jego gardła wyszedł tylko zduszony jęk. Nico warknął głośno. - Japier...

Z lasu przed nami dobiegł potężny ryk. Coś zaszeleściło w krzakach. Usłyszeliśmy głośne mlaśnięcie, a zaraz po nim pomruk zadowolenia. Wstrzymałam oddech i chyba nie tylko ja. Wszyscy zamarliśmy i czekaliśmy na coś, co miało wyleźć z krzaków. Nie wątpiliśmy, że to potwór, którego szukaliśmy.

Widząc mroczki przed oczami, zaczerpnęłam głęboko tlenu. Wraz z nim do moich nozdrzy dostał się niemiły odór. Taki sam, jaki wyczuwałam od cyklopa i minotaura. Powstrzymałam odruch wymiotny, cofając się do tyłu i sięgając po swój łuk. Usłyszałam za mną szczęk wyjmowanej broni. Odetchnęłam głęboko, wbijając skupiony wzrok przed siebie. Bardzo powoli nałożyłam strzałę na cięciwę i wycelowałam łuk w krzaki. Zamarłam, czekając.

Głośne mlaśnięcie znów się powtórzyło. Zaraz po nim nastąpił syk, a z pomiędzy krzaków wyszło coś przerażającego.

Zobaczyłam młodą kobietę o pięknej twarzy, krągłych piersiach i lśniących włosach. Ale to był koniec jej pozytywnych cech. Na głowie miała czarny diadem z zieloną głową węża, który co i raz posykiwał. Jej żółte źrenice były wąskie jak u gada, a z pleców wyrastały małe, czarne skrzydła. Palce miała zakończone ostrymi szponami, a od pasa w dół jej ludzkie ciało zastąpione było cętkowanym, wężowym ogonem. Wpatrywała się w nas czarnymi jak noc oczami, błyskającymi żądzą krwi.

Nie myśląc wiele, wypuściłam naciągniętą strzałę wprost w jej pierś. Byłam pewna, że trafię i będzie po sprawie, ale obrzydliwa kobieta miała inne plany. Błyskawicznie uniknęła strzały i podpełzła do jednego z synów Dionizosa. Owinęła wokół niego swój wężowy ogon i syknęła z zadowoleniem.

- Dawno nie jadłam półboga. Ciekawe, czy smakujecie tak jak dawniej – jej głos był wysoki i pełen jadu. Chłopak jęknął cicho, gdy zacisnęła mocniej swój ogon wokół jego ciała.

Naciągnęłam strzałę i wystrzeliłam w cętkowaną skórę. Grot odbił się od łusek, nie robiąc potworowi żadnej krzywdy. Kobieta zaśmiała się cicho, mlaskając obrzydliwie. Dwaj synowie Hermesa rzucili się na nią od tyłu, ale odepchnęła ich swoimi skrzydłami.

Usłyszałam za sobą ciche warknięcie. Nico ruszył w stronę potwora, ostrze jego czarnego miecza zalśniło w słońcu. Już zamachiwał się wprost na szyję kobiety, ale ona miała inne plany. Rozwinęła swoje małe skrzydła i wystrzeliła w powietrze, ogonem wciąż trzymając biednego półboga. Syn Dionizosa tkwił przechylony w jej objęciach, pewnie już dawno zemdlony.

- Dziękuję za kolację, na pewno wrócę po więcej! – zaśmiała się perfidnie, już chcąc odlecieć. Nie myśląc dużo, wyciągnęłam jeden ze swoich sztyletów i rzuciłam nim w bok potwora. Tym razem nie spudłowałam.

Ostrze zatopiło się aż po samą rękojeść tuż pod piersią kobiety. Wrzasnęła wściekle, próbując wyjąć sztylet. Szarpnęła nim, ale ostrze było wbite tak głęboko, że tylko zawyła z bólu.

Córka Dziewicy: Kwadra pierwsza *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz