3. Czas się popisać

2.2K 110 49
                                    

25.06.2011, od piątej wieczorem do trzeciej nad ranem 26.06.2011

Obudziło mnie natarczywe lizanie szorstkim językiem po twarzy. Otarłam twarz ze śliny, jęcząc głośno.

- Co jest, do k...

- Ale ty jesteś wulgarna – prychnął śmiechem Leonid. Przetarłam oczy i spojrzałam na niego nierozumiejącym niczego wzrokiem. – Już ósma wieczorem. Czas ruszać.

Więc ruszyliśmy i to aleją Long Island. Jak dotąd przeszłam pół okręgu Queens (mój dom znajdował się w samym jego centrum) i właśnie wkraczałam do Brooklyn' u. W pewnym momencie przeszliśmy na ulicę Acord i dalej poruszaliśmy się w linii prostej. Potem znowu wróciliśmy na aleję Long Island. Skręciliśmy w aleję Grant, omijając park golfowy Heartland, a z niej ruszyliśmy Pine Aire Dr. Potem małymi uliczkami przeszliśmy na aleję Suffolk, cały czas poruszając się w kierunku wschodnim. W końcu skręciliśmy na Autostradę Pamięci Weteranów i znaleźliśmy się w lasach na Long Island.

- Która godzina? – spytałam samą siebie, patrząc na powoli zachodzący księżyc.

- Trzecia w nocy? Coś koło tego – odparł Leonid, również spoglądając na ciało niebieskie.

- Skąd ty ZAWSZE to wiesz? – spytałam, zaskoczona, że odpowiedział na moje pytanie retoryczne i prawdopodobnie miał rację.

- Jestem wilkiem. Muszę wiedzieć takie rzeczy – zaśmiał się tym swoim wilczym śmiechem. Ruszył truchtem przed siebie, machając ogonem, bym szła za nim. – Chodź, już niedaleko. Dzisiaj będziesz spać w obozie.

Poszłam za nim, z kołczanu wyciągając papierosa i odpalając go. Leonid prychnął gdzieś przede mną.

- Palisz nawet w lesie?

- Przy wejściu nie było zakazu.

- Masz rację.

I szliśmy dalej w milczeniu. Po jakiejś godzinie, gdy słońce zaczęło powoli pokazywać się na horyzoncie, Leonid stanął gwałtownie i uniósł łeb wysoko w górę. Powęszył chwilę w powietrzu, a potem przy ziemi. Kładąc uszy po sobie, podszedł powoli w kierunku gęstszych krzaków. Zatrzymał się przed nimi i wypowiedział moją formułkę, cofając się:

- Co jest...

Coś ryknęło potężnie, wywołując lekkie trzęsienie ziemi. Leonid warknął ostrzegawczo. Przysiadał lekko na zadzie, napinając wszystkie mięśnie, by były gotowe do skoku. Wzięłam łuk i naciągnęłam strzałę na cięciwę, wcelowując w przestrzeń przede mną. Czułam, jak drżę ze strachu. Jestem kozakiem, ale to wszystko było dla mnie takie nowe...

Wtem zza drzew wyszło monstrum - ogromny człowiek z głową i nogami byka. Miał przekrwiony wzrok i wielką maczugę w ręku. Znów ryknął, unosząc w górę swoją broń. Leonid tylko przemknął mi przed oczami. Z siłą jakiej się u niego nie spodziewałam, skoczył na potwora i zatopił kły w jego ramieniu, prawie zwalając go z nóg. Tamten próbował go z siebie strząsnąć, ale wilk głęboko wbił pazury w jego cielsko.

Nie mogłam tak bezczynnie stać. Zawsze reagowałam, gdy działo się coś złego, bez względu na sytuację. I w tamtym momencie nie mogłam zostawić Leonida samego. Poczułam, jak adrenalina zalewa całe moje ciało potężną falą. Wycelowałam w pierś potwora, ale tamten poruszył się i trafiłam go w drugie ramię. Monstrum ryknęło, zamachując się na mnie maczugą. Wygięłam się do tyłu, słysząc, jak coś pstryka mi w kręgosłupie. Jęknęłam cicho. Będę musiała poprawić elastyczność mojego ciała.

Wyprostowałam się, sięgając po następne strzały i wystrzeliwując je w potwora. Jedna trafiła w jego szyję, a druga w lewą pierś. Leonid zeskoczył już z monstrum i teraz boleśnie kąsał je po nogach. Krew strumieniem ściekała z jej ciała i spomiędzy warg wilka. Założyłam dwie kolejne strzały na cięciwę i wycelowałam je w głowę potwora. Byk akurat odwrócił się do mnie twarzą, więc ich groty trafiły go prosto w oczy. Monstrum ryknęło, padając na kolana i osuwając się na ziemię. Po chwili zmieniło się w złoty pył, który zgarnął wiatr daleko stąd.

Córka Dziewicy: Kwadra pierwsza *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz