43. Do usług

246 18 0
                                    

09.07.2011r., południe

W końcu nadszedł wyczekiwany przez wszystkich huczny dzień ślubu Clarisse i Chris'a. W całym obozie wrzało od rana, bo wszyscy przygotowywali się do uroczystości, która miała odbyć się już za pięć godzin. Ja sama nie miałam szansy poleżeć dłużej w łóżku, bo przyszła panna młoda o dziewiątej rano wpadła do mojego domku i jeszcze na wpół śpiącą wyciągnęła spod ciepłej pierzyny. I przysięgam, że gdyby na jej miejscu był ktoś inny, źle by się to skończyło.

Clarisse zaciągnęła mnie do domku Aresa i posadziła na jednym z wielu drewnianych krzeseł. Jej miejsce zajęła dziewczyna, którą kojarzyłam jako córkę Afrodyty. Na stoliku obok nas walały się przeróżne kosmetyki do makijażu i już na samą myśl, że będę musiała mieć na twarzy to całe świństwo, chciało mi się jęczeć z niezadowolenia. Jednak postanowiłam poświęcić się dla Clarisse i trzymałam buzię na kłódkę.

Czekając, aż moja prywatna wizażystka skończy mnie malować, myślami wróciłam do wydarzeń w ciągu ostatnich kilku dni. Po wygraniu z Kalipso przeszłam do kolejnej rundy, która miała odbyć się po naszym powrocie z misji. Nie wiedziałam, z kim będzie dane mi się zmierzyć, ale już nie mogłam się doczekać. Oby tylko nie z Percy'm albo Clarisse.

W momencie, w którym córa Afrodyty malowała moje usta czerwoną pomadką, drzwi domku Aresa otworzyły się na oścież i stanął w nich Mark. Akurat siedziałam zwrócona w tamtą stronę, więc miałam na niego świetny widok. Siłą woli powstrzymałam się przed szerokim uśmiechnięciem. Chłopak włożył dłonie w kieszenie czarnych, garniturowych spodni i oparł się prawym ramieniem o framugę. Widziałam malujące się na jego twarzy niezadowolenie ze swojego ubioru. Zazwyczaj chodził w luźnych koszulkach i dresach, ale z okazji ślubu jego siostry musiał wdziać na siebie czarne pantofle, garnitur, białą koszulę i bordową muszkę. I nie mogłam wyprzeć się, że w takim wydaniu wyglądał cholernie dobrze. Chłopak musiał zostawić gdzieś marynarkę, bo stał przede mną w samej koszuli, która seksownie opinała jego umięśnione ramiona. Patrząc na niego, do mojej głowy wpadły wspomnienia ze wczorajszego wieczoru. To, jak mnie przytulał, a potem całował kawałek po kawałku...

- Gotowe – sapnęła córka Afrodyty, odsuwając się ode mnie. Ona sama miała już na twarzy delikatny makijaż, a jej blond włosy opadały falami na plecy. Wystarczyło, żeby włożyła jakąś suknię i była gotowa.

Wstałam z krzesełka, prostując się z głośnym jękiem. Siedziałam na nim ponad godzinę i czułam ból w moich zastałych mięśniach. Strzeliłam z karku i posłałam Markowi zjadliwy uśmieszek. Chłopak gwizdnął cicho, odbijając się od framugi i podchodząc bliżej. Ledwo przede mną stanął, w moje nozdrza uderzył mocny zapach dobrej wody kolońskiej. Mocno się nim zaciągnęłam i objęłam Marka w pasie.

- Prawie Cię nie poznałem – mruknął chłopak, odgarniając z mojego czoła kosmyk włosów, który się tam zaplątał. Już otwierałam usta do odpowiedzi, ale znikąd pojawiła się przy nas Clarisse, która złapała mnie za nadgarstek i mocną mną szarpnęła. Tak mnie do zdezorientowało, że nawet nie zdążyłam warknąć na nią z oburzenia.

- Nie rozpraszaj mojej druhny – syknęła dziewczyna, odciągając mnie od chłopaka. Tamten parsknął śmiechem, z politowaniem kręcąc głową. Rzuciłam Markowi błagalne spojrzenie, żeby mnie ratował, ale chłopak tylko pomachał mi dłonią ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy. Obiecałam sobie, że później mi za to zapłaci.

Clarisse zaciągnęła mnie w głąb domku i posadziła na kolejnym krześle. Tym razem inna córka Afrodyty miała się zająć moimi włosami. Miałam nadzieję, że nie będzie to trwało tak długo jak w przypadku makijażu.

- Masz jakąś wizję, jakie chciałabyś upięcie? A może zostawiamy je rozpuszczone? – słodka blondynka spojrzała na moje odbicie w lustrze, unosząc w górę kilka moich rdzawobrązowych kosmyków i posyłając mi sympatyczny uśmiech.

Córka Dziewicy: Kwadra pierwsza *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz