Poszłam z czerwonymi na ich stronę rzeki. Znajdowaliśmy się w lesie, z którego wyszłam na wzgórze. Właśnie stamtąd wystrzeliłam strzałę. Będę miło wspominać tę chwilę.
- Trzymaj się z tyłu. Może na razie nie będą Cię ruszać – powiedziała do mnie Clarisse, zakładając na głowę hełm z czerwonymi piórami na czubku. Wyjęła swój miecz, ujmując jego rękojeść mocno w dłoni i sama poszła na sam przód naszych.
- Poradzę sobie – odmruknęłam. Byłam nowa, ale nie chciałam, by traktowano mnie z tego powodu jak dziecko. Mimo tego posłuchałam się rady Clarisse i poszłam na sam koniec naszych.
Gdy herosi ustawili się już do walki, Chejron zadął w róg. Przez las przelał się potężny wrzask. Czerwoni zwalili się na Niebieskich jak toczący się głaz ze wzgórza na małą wioskę. Jedna wielka zagłada.
Stałam jak sparaliżowana i patrzyłam zszokowana na walkę rozgrywającą się przede mną. Czerwoni mieli siłę, ale Niebiescy byli szybcy i sprytni. Szanse były wyrównane, jednak tylko jedna drużyna mogła wygrać.
Puknęłam się w czoło. Przecież nie byłam taka całkiem bezużyteczna. Miałam swój łuk, z którego świetnie strzelałam. Zdjęłam go z ramienia i nałożyłam strzałę na cięciwę. Wypuściłam powietrze głośno z płuc i wymierzyłam w Niebieskiego walczącego z Clarisse. Wycelowałam w jego łydkę. Strzała pomknęła ze świstem i wbiła się całym grotem w ciało herosa. Tamten wrzasnął, łapiąc za wystające ciało obce. Clarisse wykorzystała to i dała mu pięścią w twarz, powalając go na ziemię.
- Dobra robota! Biegnij po sztandar! – wrzasnęła do mnie. Pokazałam jej kciuka w górę i wykonałam jej polecenie.
Weszłam w głębszą część lasu, byleby ominąć toczącą się walkę. Nikogo się tu raczej nie spodziewałam. Wszyscy skupieni byli na bitwie. Odpaliłam szluga i z przyjemnością wypuściłam dym z ust. Od czasu do czasu gdy podchodziłam bliżej walczących, przytrzymywałam papierosa ustami i wypuszczałam w stronę Niebieskich niespodziewaną strzałę. Czerwoni wiedzieli kto to, ale nie chcieli mnie zdradzać, dlatego mi nie gratulowali. Sprytne i mądre.
W końcu dotarłam do rzeki. Była niezwykle płytka, ledwo sięgała mi do kostek. Przecięłam ją z obrzydzeniem. Nie lubiłam wody, nawet nie wiem czemu.
Stanęłam po drugiej stronie i pomachałam nogami, strzepując resztki wody z moich butów. Zaciągnęłam się szybko szlugiem i ruszyłam dalej.
Ledwie przeszłam dziesięć metrów, a za krzakami rosnącymi przy rzece zobaczyłam stojący sobie spokojnie niebieski sztandar. Gwizdnęłam cicho i podeszłam do niego. Musnęłam go palcami, jednocześnie smakując papierosa.
- Dopiero co przyszłaś, a już się pchasz – usłyszałam za sobą męski głos. Odwróciłam się powoli i stanęłam tuż przed Percy' m. Trzymał w ręku miecz, którym teraz się na mnie zamierzał. Opuścił go jednak, widząc estetycznie ułożonego między moimi palcami szluga.
- Już sobie idę, tylko to wezmę – odparłam, uśmiechając się tryumfująco i wypuszczając dym prosto w twarz chłopaka. Uwielbiałam, gdy starsi dziwili się na widok młodej nastolatki z papierosem w ręku.
- Po moim trupie – warknął Percy, ocierając oczy i mocniej ujmując rękojeść swojego miecza.
- Sam chciałeś – mruknęłam, znowu buchając chłopakowi dymem w twarz. Cofnął się, warcząc wściekle i przecierając oczy.
Wykorzystałam ten moment jego nieuwagi i zgasiłam peta na jego ramieniu. Percy wrzasnął z bólu, łapiąc się za dymiącą ranę. Złapałam za sztandar, oparłam sobie jego rączkę o prawe ramię i pobiegłam w kierunku rzeki.
CZYTASZ
Córka Dziewicy: Kwadra pierwsza *ZAKOŃCZONE*
FanfictionMity stały się rzeczywistością. *w fanfiction pojawiają się wszelkiego rodzaju używki, sceny erotyczne i przekleństwa, czytasz na własną odpowiedzialność*