51. Zielony płyn

223 7 0
                                    

14.07.2011r., wieczór

Siedziałam w krzakach, uważnie obserwując blaszaną puszkę. Znowu. Nikt do niej nie wchodził, nikt z niej nie wychodził. Po prostu egzystowała tak, jakby była jakimś monumentem na wystawie. Jedynymi odgłosami, jakie dochodziły do moich nadwrażliwych uszu, były ciężkie oddechy moich towarzyszy. Pomijając je, wokół nie działo się kompletnie nic.

- To co robimy? – spytałam, zaczynając się niecierpliwić. Nie zamierzałam spędzić całej nocy na czekaniu, aż jakiś potwór wyjdzie z bazy. Wolałam działać, bo przynajmniej było ciekawie.

- Poczekajmy jeszcze dziesięć minut i... - zaczęła Annabeth, ale szybko przerwała. Mimo iż nie miała wyczulonego słuchu jak ja, też musiała to usłyszeć.

Drzwi do bazy cicho skrzypnęły. Charakterystyczny odór potworów wdarł się do moich nozdrzy. Wydałam z siebie niezadowolone prychnięcie, ani na moment nie spuszczając wzroku z wejścia do puszki. Czekaliśmy minutę, dwie, pięć. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa, bo drzwi wciąż były otwarte tak, jakby zapraszały nas do środka. Jak na mój gust, było to nieco podejrzane.

- Wchodzimy – zdecydowała Annabeth, podrywając się z miejsca. Percy błyskawicznie złapał ją za ramię i szarpnął z powrotem w dół. Dziewczyna wydała z siebie gniewne syknięcie.

- Zwariowałaś? – skarcił ją, z niesmakiem kręcąc głową. – To definitywnie wygląda na pułapkę.

- Patrzcie – głos Nico kazał nam wrócić wzrokiem do otwartych drzwi, przez które właśnie przechodził cyklop.

Potwór stanął dwa metry przed wejściem i głośno zaciągnął się powietrzem. Jak na zawołanie, spojrzenie jego jednego oka padło wprost na miejsce, w którym się znajdowaliśmy. Warknęłam cicho, zakładając trzy strzały na cięciwę trzymanego już przeze mnie łuku. Herosi również dzierżyli w dłoniach swój oręż.

- Bierzemy go razem czy... - zaczęłam pytać, ale nie zdążyłam skończyć, bo w tym samym momencie Annabeth znów wstała i rzuciła swoim sztyletem prosto w środek piersi cyklopa. Ostrze zanurzyło się po samą rękojeść.

Cyklop musiał być zaskoczony nagłym posunięciem heroski, bo gdy sztylet zanurzył się w jego tłustym ciele, wyprostował się jak struna i powęszył wokół siebie. Dopiero po chwili skapnął się, że coś jest z nim nie tak i że powoli zaczyna umierać. A więc postanowił, że w agonii nam się odpłaci i pozabija nas wszystkich.

Potwór ryknął potężnie, wyciągając sztylet Annabeth z piersi i odrzucając go na bok. Jak na zawołanie, posłałam w jego stronę trzy strzały, które wbiły się w jego brzuch w równym rzędzie. Coś mignęło obok mnie. Wróciwszy wzrokiem do cyklopa, zobaczyłam, jak Annabeth sięga po leżący na ziemi sztylet i doskakuje go potwora, tnąc go prosto w kolano. Tamten zawył, zamachując się na dziewczynę, która na szczęście zdołała uskoczyć.

Warknęłam cicho, zakładając łuk na plecy i jednym ruchem wyciągając swój czarny miecz z pochwy. Wyłoniłam się z kryjówki, machając ostrzem w powietrzu. Nie zamierzałam przepuścić takiej okazji do zabawy.

Zrobiłam zręczny piruet i wymierzyłam końcówkę ostrza prosto w podbrzusze cyklopa. Klinga przeszła gładko przez ciało, jak przez rozpuszczone masełko. Prześlizgnęłam się między nogami potwora i cięłam go tuż pod kolanem. Tamten upadł, rycząc z bólu i gniewu. Parsknęłam śmiechem, bo jego katusze dziwnie poprawiły mi humor.

- Ej, dziewczyny, podzielcie się – w oddali usłyszałam głos Percy'ego. Zajrzałam zza cyklopa akurat w momencie, w którym chłopak obciął mu głowę. Cielsko kreatury upadło bezwładnie na ziemię i zmieniło się w złoty pył.

Córka Dziewicy: Kwadra pierwsza *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz