22. Wygrałeś

463 34 12
                                    

- Chyba możemy zaczynać – rzekł Chejron, gdy zajęłyśmy miejsca z Clarisse. Od razu zabrałam się do jedzenia kanapki, która smakowała wyśmienicie. – Dzisiejsze spotkanie będzie krótkie, ale chcę, żeby wszyscy uważnie mnie wysłuchali. To co dzisiaj wydarzyło się między Leo a Markiem, nie ma prawa się powtórzyć. Jeżeli jeszcze raz zobaczę, że ktoś atakuje kogoś bez względu na przyczynę – tu jego wzrok na chwilę padł na mnie – to wyciągnę z tego poważne konsekwencje.

Wszyscy siedzieli, pogrążeni w milczeniu. Próbowałam znaleźć wzrokiem Marka, ale nigdzie nie mogłam go dojrzeć. Wstąpił we mnie niepokój, który zmuszał mnie do nerwowego rozglądania się w poszukiwaniu jego muskularnego ciała.

- Mark w ramach kary ma zakaz uczęszczania na jakiekolwiek zajęcia do końca tygodnia, a w ich czasie będzie wykonywał prace społeczne poza terenem obozu – słowa Chejrona zszokowały wszystkich. Zakrztusiłam się kawałkiem kanapki, aż łzy napłynęły mi do oczu. To nie był jednak koniec kary. – Dodatkowo, Mark ma przeprosić Leo na oczach wszystkich i obiecać, że nigdy nie wyrządzi mu podobnej krzywdy.

- Nie ma mowy – usłyszałam jego głos.

Odwróciłam się i zobaczyłam, że syn Aresa stoi w cieniu oparty o drzewo. Ręce miał założone na falującej szybko piersi, a jego oczy ciskały pioruny. Wyglądał, jakby znowu miał kogoś pobić. Przełknęłam głośno ślinę, gdy poczułam narastające podniecenie, patrząc na niego w takim stanie. Mimo iż wkurzał mnie niemiłosiernie, przyciągał mnie do siebie jak magnes.

- Mark, nie utrudniaj sprawy – odrzekł Chejron ostrzegającym tonem.

- Nie dość, że zabierasz mnie na tydzień z dala od niej, to jeszcze mam przepraszać dupka, który ją skrzywdził?! Pogrzało Cię! – Mark zaniósł się zjadliwym śmiechem. Po chwili jego twarz stężała, a oczy zmrużyły się w czystej furii. – Po moim trupie.

Wszystko stało się za szybko. Zanim zdążyłam mrugnąć, dzieci Hefajstosa otoczyły Marka, kierując na niego ostrza swoich mieczy. Syn Aresa wyglądał, jakby wcale się tym nie przejął. Nonszalancko wyciągnął swoją broń z pochwy i przeciągnął jej ostrzem po wnętrzu swojej dłoni. Mój żołądek zacisnął się boleśnie, gdy zobaczyłam na niej ciemnoczerwoną krew, która kroplami zaczęła spadać na ziemię.

- O bogowie – szepnęła obok mnie Clarisse. W tym samym momencie usłyszałam, jak Mark mówi:

- Miłej zabawy.

Ziemia otworzyła się w kilku miejscach. W dziurach najpierw pojawiły się ręce, a potem całe ciała osób ubranych w żołnierskie mundury. Poczułam nieprzyjemny odór stęchłej ziemi. Skóra tych ludzi była matowa i ciemnozielona. Moja niedawno zjedzona kanapka wróciła do mojego gardła, gdy zrozumiałam, że Mark przyzwał do walki umarłych żołnierzy.

Mark trzymał uniesioną w górze, zakrwawioną dłoń. Jego twarz pałała szaleństwem. Czekał na idealny moment, aby dać rozkaz do ataku. Clarisse zaczęła powoli wstawać, jej dłoń spoczęła na rękojeści miecza. Na tę właśnie chwilę czekał Mark.

Skinął dłonią, a wtedy umarli rzucili się na dzieci Hefajstosa. Nie zdążyli jednak zrobić dwóch kroków, gdy wydali z siebie ostatnie westchnienie i rozsypali się w proch. Twarz Marka zbladła, przemknęła po niej dezorientacja i zaskoczenie. Sama nie nadążałam za tym, co się działo.

- Z drogi – tego głosu nie spodziewałam się usłyszeć. Nico przeszedł pomiędzy dziećmi Hefajstosa i stanął przed Markiem. Wiedziałam, że to on odwołał żołnierzy, w końcu był synem boga śmierci.

- Czego chcesz, di Angelo? – warknął Mark. Jego gniew znów narastał, tym razem skierowany w stronę Nicka.

- Żebyś wysłuchał, co mam Ci do powiedzenia – a tego głosu nie przewidywałam usłyszeć w przeciągu kilku dni.

Córka Dziewicy: Kwadra pierwsza *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz