39. Podziękujesz w inny sposób

291 17 5
                                    

Po odstawieniu Marka do Izby Chorych i usłyszeniu diagnozy Will'a, że to tylko poparzenie drugiego stopnia, zabrałam całą swoją broń ze swojego domku i ruszyłam w stronę obozowego lasu w poszukiwaniu bunkru, o którym wspominał wczoraj Leo. Wiedziałam, że coś takiego istnieje z opowieści domku Hefajstosa, ale nie miałam zielonego pojęcia, gdzie dokładnie się znajduje.

Pogwizdując cicho, przemierzałam las, uważnie się wokół siebie rozglądając. Słońce ledwo przebijało się tu przez wysokie korony drzew, ocieniające rosnące w ziemi rośliny. Maleńkie kropelki potu pojawiły się na mojej śniadej skórze, potwierdzając wysoką wilgotność w powietrzu. Przetarłam dłonią czoło, odgarniając z niego kilka kosmyków moich rdzawych włosów. Idąc dalej, nastąpiłam na jakąś suchą gałązkę, która pękła z głośnym trzaskiem.

Kolejne wydarzenia potoczyły się zdecydowanie zbyt szybko.

Potężny ryk wstrząsnął całym lasem, każąc odwrócić mi się za siebie. I później za to w duchu dziękowałam, bo zdążyłam uskoczyć przed lecącą wprost na mnie falą ognia. Poczułam tylko, jak żywioł musnął moją skórę, nie pozostawiając na niej żadnego śladu oparzenia. Z perspektywy czasu moja reakcja wydała mi się głupia, bo przecież byłam ognioodporna. Jednak w tamtej chwili liczyła się tylko walka o przeżycie.

Złapałam za przytroczony do pasa sztylet w chwili, w której mój wzrok padł na owiniętą wokół jednego z wielu drzew postać. Był nią około dwudziestometrowy wąż o stalowych szponach i płonących czerwonych ślepiach. Szczerzył do mnie swoje ostre jak świdry zęby, a z jego nozdrzy buchała gorąca para. Na jego plecach spoczywały zwinięte, nietoperzowe skrzydła, dwukrotnie dłuższe od jego kadłuba. Metal, z którego został wykonany wąż, mienił się odcieniami brązu i miedzi, a gdy padły na niego promienie słoneczne, zabłysnął jak żywa rzeźba z monet.

Automaton, bo nie wątpiłam, że wąż był jednym z nich, wydał z siebie odgłos grzechotu monet wypadających z automatu do gry. Z lekcji mitologii pamiętałam, że te mechaniczne istoty stworzone przez Hefajstosa, stanowiły prototyp współczesnych robotów. Mogły przywierać dowolną postać, jakąkolwiek zapragnął sobie kreator. Nie wiedziałam jednak, że jeden z nich znajduje się na terenie naszego obozu.

Gigantyczny wąż rozłożył swoje skrzydła, które w pełnej okazałości wyglądały jak metalowe żagle. Znów wydał z siebie odgłos grzechotu monet i naprężył swoje tylne nogi, przygotowując się do skoku wprost na mnie. Nie miałam pojęcia, jak bronić się przed czymś takim, ale doskonale wiedziałam, że jeżeli na mnie wyląduje, nie dam rady się spod niego wyrwać.

- Festus, spokój – głos Leo rozniósł się po lesie. Spojrzałam za syczącego węża, zza którego wyłonił się wspomniany chłopak.

- Leo? – spytałam słabo, wciąż czujnie obserwując automaton. Tamten zeskoczył z drzewa i podbiegł do syna Hefajstosa, głową ocierając się o jego ramię.

- Wybacz zachowanie Festusa, źle reaguje na obcych – Leo podszedł do mnie, uśmiechając się uspokajająco. Automaton usiadł kilka metrów dalej i z powrotem złożył swoje wielkie skrzydła na kadłubie.

- To Twój? – schowałam sztylet do pochwy i założyłam ręce na piersi, nieufnie patrząc na stalowego węża. Leo przeczesał palcami swoje ciemne włosy i posłał mi łobuzerski uśmieszek.

- Jakżeby inaczej – odparł dziarsko, szczerząc swoje białe zęby. – Zgaduję, że szłaś do bunkru i napotkałaś po drodze Festusa?

- Właśnie tak było – kiwnęłam głową na znak potwierdzenia.

- W takim razie chodźmy – Leo machnął na mnie dłonią i ruszył przed siebie. Powietrze przeszył jego głośny gwizd. – Festus, do mnie!

Automaton zaskrzypiał i w mig znalazł się u boku chłopaka. Nieco niepewnie stanęłam po drugiej stronie Leo, co i raz zerkając na stalowego węża. Tamten jednak nie zachowywał się, jakby miał mnie zaraz zaatakować.

Córka Dziewicy: Kwadra pierwsza *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz