34. Wybaczenie

305 22 2
                                    

Zdążyliśmy dopalić papierosy zanim reszta obozowiczów zebrała się przed kuźnią. Ostatni dotarł domek Hefajstosa. Mijając mnie, Leo spojrzał prosto w moje oczy. Czułam, że chce mi coś przekazać, ale nie dbałam o to. Irytacja Marka stała się wręcz namacalna. Położyłam dłoń uspokajająco na jego ramieniu i doskonale mogłam wyczuć spięcie jego mięśni. Rozluźnił się dopiero, gdy weszliśmy do kuźni i stanęliśmy przy stołach tak, że chłopak obejmował mnie od tyłu w pasie. Zaborczy palant.

Leo tłumaczył dzisiaj obróbkę mieczy, którą sami mieliśmy później wykonać. Mogłam mieć do niego uraz za to, jak mnie potraktował, ale musiałam przyznać, że przyjemnie było go słuchać. Mówił dziarskim, nieco żartobliwym tonem, dzięki czemu chłonęłam każde jego słowo jak gąbka. Nie musiałam patrzeć na Marka, żeby wiedzieć, że przewraca oczami za każdym razem, jak Leo opowiedział jakąś śmieszną anegdotkę. Przynajmniej nie próbował wybić mu zębów, a to już postęp.

Leo rozdzielił nas na kilka drużyn, każda miała wykonywać co innego. Mi przypadło studzenie gorących mieczy w zimnej wodzie. Nie wiedziałam, czy chłopak zrobił to specjalnie, czy miał to w planach, ale rozdzielił mnie i Marka, wysyłając go do ekipy wytapiającej broń w ogniu. Syn Aresa próbował protestować, ale Leo zbił go nieustępliwym spojrzeniem swoich brązowych oczu. Mark prychnął mu pogardliwie w twarz, ale odszedł w stronę pieca. Westchnęłam wtedy z ulgą, bo wizja ich ponownego rozdzielania w ogóle mi się nie podobała.

Właśnie wyjmowałam z wody lśniący, dość krótki miecz, gdy u mojego boku znalazł się Leo. Uśmiechnął się szeroko, cmokając z zachwytem na broń.

- Ktoś wykonał niezłą robotę – powiedział, przejmując ode mnie miecz. Zamachnął się nim w powietrzu i przejechał opuszkiem palca po jego klindze. – Lekki i odpowiednio wyważony. Będzie dobrze służyć swojemu właścicielowi.

- Mogę Cię o coś zapytać? – nagły pomysł uderzył mnie jak rozpędzony pociąg. Odwzajemniłam uśmiech Leo, chcąc się do niego przymilić.

- Pytaj, dopóki nie ma tu Twojego wściekłego amstaffa – jego słowa otrzeźwiły mnie jak kubeł zimnej wody. Cała się zjeżyłam, automatycznie się od niego odsuwając.

- Akurat ty nie powinieneś dziwić się jego zachowaniu – warknęłam, mrużąc złowrogo oczy. Leo podrapał się po karku, uciekając wzrokiem w bok, wyraźnie zakłopotany.

- Masz rację, przepraszam – uśmiechnął się krzywo. Złagodniałam, widząc poczucie winy na jego twarzy. – To o co chciałaś zapytać?

- Jak sam już wiesz, jestem właścicielką dość obszernej kolekcji broni i ciężko mi nosić wszystko na raz na co dzień – zaczęłam powoli, do wody wkładając kolejny rozżarzony do czerwoności miecz. Gorąca para buchnęła przyjemnie w moją twarz. – Pomyślałam, że może dałbyś radę przerobić ją na coś bardziej... kompaktowego. Co ty na to?

Leo oparł się plecami o ścianę obok mnie i zmarszczył brwi, głęboko się nad czymś zastanawiając. Po chwili uniósł głowę i wbił we mnie spojrzenie swoich ciemnych oczu. Przeszedł mnie mały dreszcz, gdy do mojej głowy wpadło wspomnienie nas siedzących na łóżku w moim domku. Leo patrzył na mnie wtedy tak samo przeszywająco. I mimo iż chciałam zostawić to wspomnienie jako coś przyjemnego, żal po jego zdradzie zalał mnie wielką falą. Przynajmniej jestem z kimś, komu na mnie zależy...

- Wpadnij jutro do mojego bunkru i omówimy wszystko na spokojnie, dobra? – powiedział w końcu, przerywając niezręczną ciszę. Podszedł do mnie i powoli wyjął miecz z moich dłoni. Kiedy jego palce zetknęły się z moimi, poczułam żar bijący od jego ciała. – Postaram się wieczorem coś wymyśleć.

- Dzięki – wychrypiałam, nie mogąc dłużej znieść napięcia w moim ciele, które wywoływała tak bliska obecność chłopaka. Skup się na swoim chłopaku, karciłam samą siebie. Ale jak miałam to zrobić, gdy obok mnie stał... Leo.

Córka Dziewicy: Kwadra pierwsza *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz