Rozdział 17

980 41 0
                                    

''Będzie to co musi być

Zdarzeń nie przyspieszy nic''

M.R

Rebeca

Zawiązano mi oczy gdy wsiadałam do czarnego auta Ponte, usadzono mnie z tylu ,Ponte usiadł obok mnie a jego kierowca ruszył, nagle ścisnął moją rękę.

-Będzie ci dobrze obiecuję!

-Nie ty to sprawisz czy mi będzie dobrze!

-Uważaj i nie prowokuj losu!

Zdjęto mi opaskę  z oczu gdy już byliśmy na miejscu, otworzono drzwi samochodu z mojej strony i jakiś mężczyzna stojący przy bramie podał mi rękę, zignorowałam ją i sama wysiadłam, Ponte również wysiadł.

-Prowadź dziewczynę do dona- powiedział- Jestem u siebie w razie gdyby mnie potrzebował.

-Czyli co, sama idę w paszczę lwa-zakpiłam do niego w żywe oczy.

-Maleńka ten lew nie musi taki groźny ,wszystko zależy od ciebie, jeśli będziesz grzeczna to może nawet da ci się pogłaskać.

-Wal się!

Ochroniarz silnie chwycił mnie za rękę, gonił mnie jeszcze śmiech Fabia za moimi plecami.

Szłam obok ochroniarza który mnie ściskał a ja próbowałam się wyrwać .

-To boli łajdaku, puść mnie!

-Siedź cicho to może przeżyjesz!

Prowadził mnie schodami do góry i znaleźliśmy się po chwili w eleganckim dużym salonie, pchnął mnie na sofę.

-Siadaj tu i czekaj aż don się pojawi, bądź grzeczna.

Rozejrzałam się po dużym pomieszczeniu, dominowały tu kolory bieli i szarości, ostatnio tak modny styl wśród bogaczy, sofa na której siedziałam była biała i niezwykle miękka a poduszki za  moimi plecami równie miękkie i przytulne.

Stopy moje ginęły w miękkim puszystym szarym dywanie, podziwiałam otoczenie mimo woli gdy w progu stanął on!

Zatrzymał się w progu a ja wstałam, czas się zatrzymał a ja nie wiedziałam czemu, widziałam tylko jego oczy wpatrzone we mnie, tyle o nim słyszałam a nigdy go nie wiedziałam, nawet Rafael nie miał okazji tymczasem ja nie mogłam się ruszyć z miejsca gdy jego hipnotyzujące oczy wpatrywały się we mnie i śledziły każdy mój ruch, miałam ochotę uciec, a jednocześnie chciałam tu zostać.

Nawet nie wiem kiedy znalazł się przy mnie a ja w panice odsunęłam się i natrafiłam ręką na stoliczek, on mnie zatrzymał.

-Rebeca-powiedział wolno -To więc ty! To ty spędzasz mi od dwóch dni sen z powiek!

Wreszcie odzyskałam głos- Rozumiem ze tabletki nasenne nie działają! Jak szkoda, a może to sumienie nie daje spać?

Uśmiechnął się mimo woli, patrzyłam jak jego oczy błyszczą i obserwuje mnie całą od stóp do głów, zatrzymał spojrzenie na ustach.

- Jak na córkę senatora jesteś bardzo odważna i masz cięty język, całkiem możliwe że nie będę się z tobą nudził.

-Wolę umrzeć niż dłużej przebywać w twoim towarzystwie!

Wolno zbliżył się do mnie -Więc chcesz umrzeć tak?- uciekłam od niego aż pod ścianę, jednak wiedziałam że stąd nie ma ucieczki jest tylko śmierć.

Zablokował mi drogę ucieczki z jednego kąta do drugiego, położył ręce nad moją głową po obu stronach ściany.

- Nie przyszłam tu aby grzać ci łóżko, śmierć jest dla mnie słodkim wybawieniem zwłaszcza od ciebie, więc mnie zabij tylko wypuść moją matkę.

DONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz