Rozdział 46

823 30 1
                                    

Ramiro

Wjechałem autem do lasu, droga prowadziła do małej chatki, ale była nieprzejezdna, musiałem zostawić auto na poboczu i dalej ruszyć na piechotę.

Do chatki miałem może z kilometr, było późne popołudnie i uważałem aby nikt mnie nie śledził ani nie obserwował, telefon nie miał tu zasięgu ale ostatecznie nie potrzebowałem go w danej chwili.

Kiedy doszedłem na miejsce, z chatki unosił się słaby dym, było chłodno .

Zapukałem i wszedłem, staruszek spojrzał na mnie i kiwnął do mnie głową, gotował coś na piecu w swojej izbie.

-Jesteś Ramiro.

-Jak on się czuje?

-Dochodzi do siebie, odzyskał przytomność po trzech dniach, wreszcie, wyjąłem kulę z jego piersi, na szczęście serce nie jest uszkodzone, przeżyje, miał dużo szczęścia, centymetr dalej i  kula dosięgłaby go prosto w serce.

-Ktoś właśnie tam celował by go zabić.

-Dlaczego? Komu się naraził?

-To gliniarz, oni mają wrogów tak samo jak gangsterzy.

-No tak ale ty go uratowałeś i dobrze wiesz kto mu to zrobił

-Niestety żeby uratować kobietę musiałem współpracować z jej podrywaczami a przy okazji dowiedziałem się że była ona z komisarzem policji, kiedy strzelono do niego byłem świadkiem, wywieziono go do lasu i porzucono, wróciłem tam później by sprawdzić czy żyje i wciąż oddychał, dlatego cię wezwałem.

Staruszek kiwnął głową- To szlachetne z twojej strony inny by go dobił.

-Mówiłem ci że ja nie jestem z nimi , musiałem wyciągnąć stamtąd córkę senatora którą porwano więc musiałem współpracować z nimi, lecz komisarz policji nie był mi nic winien, próbował ją chronić.

-Ludzie z którymi się zadajesz są bardzo niebezpieczni.

-Ja też jestem niebezpieczny, poradzę sobie, nieraz zaglądałem śmierci w oczy, przyzwyczaiłem się do niej.

 -Dobrze ale nie szykuj się jeszcze na śmierć.

-Chciałbym go zobaczyć.

Staruszek zaprowadził mnie do drugiej izby gdzie w rogu na łóżku z obandażowana piersią i zamkniętymi oczami leżał komisarz policji Rafael Acosta, widać było że z trudem oddychał.

-Nic mu nie będzie-orzekł staruszek-Leczę go ziołami  by nabrał sił i by nie wdało się zakażenie zmieniam mu opatrunki.

Usiadłem przy łóżku na drewnianym małym stołku, wyczuł moją obecność bo otworzył z trudem oczy. 

Przez chwilę wpatrywał się we mnie a po chwili jego oczy rozszerzyły się , poznał mnie, chciał wstać wiadomo było że nie mógł, nie jest wstanie , uspokajająco położyłem mu rękę na ramieniu.

-Jesteś tu bezpieczny.

-Byłeś z nimi....-wyszeptał.-Jesteś jednym z nich, czego chcesz?

-Nie jestem z nimi, zostałem przysłany przez senatora Saviano by odbić jego córkę z rąk Eleny Ballesteros.

-Ale ty byłeś jej....najemnikiem!

-Żeby zbliżyć się do Rebeki musiałem współpracować z Eleną, Rebeca już nie jest w jej rękach.

-Odbiłeś ją?

-Tak.

Westchnął ciężko i nic nie powiedział.

DONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz