Prolog

966 35 273
                                    

- Psiakrew! - zaklął starosta Przemyski, pan na Ostrogach, zrzucając swą potężną ręką z blatu biurka wszystkie dokumenty, przycisk do papieru, pióro i kałamarz, z którego wylał się czarny atrament. - Pół roku, Jerzy, pół roku! A ty nadal nic mi nie przynosisz?

Jerzy, ogromny wojak z czarnymi dredami i brodą drwala, cofnął się o krok i pokornie spuścił głowę.

- Nie ma po nich śladu, ojcze.

- Codziennie mi do dworu przychodzą jacyś chłopi, że im córki i narzeczone znikają. Co ze mnie za pan, skoro nie umiem im zapewnić bezpieczeństwa?

- Ludzie po wsiach sympatyzują z porywaczami, ojcze, i kryją ich - westchnął Jerzy. - Wielu skrycie wyznaje wiarę mahometan.

- Bzdura! Na mojej ziemi mieszkają sami dobrzy chrześcijanie. I tym chrześcijanom musimy ruszyć natychmiast z pomocą, rozumiesz?!

Ściany skromnie urządzonego gabinetu odbiły echem krzyki gospodarza. Choć rodzina Przemyskich nosiła tytuł szlachecki od trzech pokoleń, obecna głowa rodu, Gniewomir Michał Przemyski, nadal miał nietypowe upodobanie w prostocie i funkcjonalności. Dwór w Ostrogach, który wybudował na ziemi otrzymanej za zasługi wojenne w starciu z Chmielnickim, był urządzony w niezwykle oszczędnym, pozbawionym ozdób stylu. Jedyne prawdziwie barokowe, olśniewające zbytkiem przedmioty znajdowały się w komnatach pani Jadwigi z Czaplińskich Przemyskiej, od czternastu lat ukochanej małżonki Gniewomira.

- Mieszkamy niedaleko Siczy - odparł Jerzy. - Wielu naszych poddanych ma tatarskie korzenie. Nie dziwota, że niektórzy chcą kultywować zwyczaje i wiarę przodków.

- Więc wyplenimy tę wiarę, żeby ci z naszych poddanych, którzy nie oddają się szatańskim wpływom Allaha, nie musieli cierpieć. Wyruszysz jutro raz jeszcze, ale tym razem nie wracaj, póki nie przyprowadzisz mi tu herszta tej bandy!

Jerzy pokłonił się, choć miał świadomość, że to bezcelowe - usiłował znaleźć porywaczy od niemal sześciu miesięcy i wciąż nie wpadł na ich ślad. Wiedział jedynie, że porywają dziewczęta na sprzedaż do krajów Bliskiego Wschodu, tłumacząc, że chcą je nawrócić na jedyną prawdziwą wiarę. Jerzy przypuszczał, że gang składał się z potomków ukraińskich Tatarów, których po zadnieprzańskich wsiach niestety było zbyt wielu, by ich znaleźć bez pomocy mieszkańców. Jego zadanie przypominało szukanie igły w stogu siana.

Już miał opuścić gabinet ojca, kiedy nagle jedna z krokwi pod sufitem zatrzeszczała złowieszczo. Obaj mężczyźni zadarli wzrok do góry i ujrzeli smukłą postać, która zeskoczyła z krokwi saltem i wylądowała twardo na dywanie, podpierając się ręką.

- Fuj - odezwała się, patrząc na wnętrze swojej dłoni. Trafiła nią prosto w plamę atramentu. - Masz tu bałagan, panie.

Postać nosiła męskie ubranie, składające się z krótkiego kaftana i nogawic, ale sylwetkę i twarz miała zdecydowanie kobiece. Długie po pas, falowane, rude włosy oplatały ją niczym welon, a blade policzki pokrywało zatrzęsienie piegów w podobnym kolorze. Prosty, zgrabny nos, usta wykrojone na kształt serca i trójkątny podbródek mogłyby z niej uczynić nadzwyczajną piękność, ale wrażenie psuły wyłupiaste, lekko zezowate szare oczy. Przy pasie nosiła turecki kindżał i mizerykordię, a dłonie ozdabiała jej niemodna opalenizna.

- Aniela - skomentował sucho Gniewomir. - Po pierwsze, wiesz, że powinnaś nazywać mnie ojcem. Po drugie, ile razy ci mówiłem, że masz przestać podsłuchiwać moje rozmowy?

- To chyba nie sekret, że Jerzy znowu spartaczył robotę. - Dziewczyna puściła wojakowi oko, na co ten poczerwieniał z oburzenia. - Źle do tego podchodzisz, panie.

- A jak miałbym do tego podejść? - spytał ze zniecierpliwieniem gospodarz.

- Podstępem. Pozwól mi się tym zająć! Ubiorę się w te babskie fatałaszki, wyjadę bez eskorty, wezmą mnie, a ja wybadam ich szajkę od środka.

NiewolnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz