Nasira obserwowała, jak Aniela, Karim i Zahir są prowadzeni do stróżówki na środku placu, siedząc na szczycie rozkołysanej palmy w ogrodzie i balansując na niej swoim ciężarem tak, żeby nie spaść. Drewno trzeszczało pod nią ostrzegawczo, dlatego kiedy żołnierze zamknęli za nimi drzwi, natychmiast zeszła z drzewa i zaszyła się w gaiku oliwnym. Tutaj zaczęła się zastanawiać, co może teraz zrobić.
Ucieczka z miasta nie wchodziła w grę, wszystkie wyjścia były obstawione, a ludność nastawiona wrogo. Mogłaby co najwyżej wykraść swoich przyjaciół i gdzieś się z nimi zaszyć, a potem ewentualnie wysłać gołębia z prośbą o pomoc... Tylko że nie miała do kogo. Książę Karim mógłby coś wymyślić, może posłać wiadomość do innego kraju? Ale który by ich wsparł w takiej sytuacji?
Nawet gdyby taki kraj istniał, wiedzieli o nim tylko książęta, a z nimi nie było jak się skontaktować. Nasira nie chciała ich wykradać w ciemno, nie wiedząc, czy w ogóle mają jakieś szanse uzyskania pomocy, ponieważ gdyby ich złapano - co nastąpiłoby z pewnością bez rzeczonej pomocy - prawdopodobnie nie traktowanoby ich już zbyt łagodnie. Kobieta wzdrygnęła się na myśl o tym, co by zrobiono jej i Anieli.
Po chwili porzuciła całkiem rozważania nad tym, jak uwolnić Karima, Zahira i Anielę. To było niemożliwe, nie z budynku na środku placu. Musiała do nich sprowadzić pomoc, choć nie wiedziała skąd ani jak. Z miasta chwilowo nie miała jak uciec - musiała obmyślić jakiś postęp.
Godziny mijały, a jej wciąż nie przychodziło nic do głowy. Z obserwacji i podsłuchanych rozmów dowiedziała się, że następnego ranka więźniowie zostaną zabrani do Fajr. To na chwilę dało jej nadzieję - wraz z nimi mogłaby się wymknąć z Almutahar i spróbować ich uwolnić po drodze - ale zaraz potem zrozumiała, że nie zdąży sprowadzić żadnej pomocy w krótkim czasie, jaki zajmie jeździe konnej przetransportowanie trójki uwięzionych do Fajr, a ucieczka w bezkresną pustynię z rannym księciem była niepodobieństwem. Czas się kurczył, Nasira musiała wymyślić coś szybko, inaczej wszystkie plany lęgną w gruzach.
Tylko co?
***
- O, nie - powiedział Al-Qasimi na widok Almutahar. Nawet z tak znacznej odległości, jaka dzieliła ich jeszcze od miasta, widać było żołnierzy chodzących po ulicach, do tego z masztu na frontowym donżonie Sępiej Skały zdjęto sztandar. Na szczęście nie było widać śladów walki.
- Poddali się - ocenił Kashif. - W sumie nic dziwnego, w końcu przyjechały siły ich władcy.
- Ich prawowity władca jest w Sępiej Skale. Zapewne uwięziony - odparł Rafi.
- Ale ludzie tego nie wiedzą, prawda?
Nikt mu nie odpowiedział. Cała trójka wpatrywała się, jak niebo ponad miastem pogrąża się w ciemności, a różowawy blask zachodzącego za ich plecami słońca gaśnie na białych murach twierdzy, pozwalając im wejść w odcienie wieczornej szarości. Po chwili dołączyła do nich Aisha i cztery pary oczu obserwowały, jak płonący pomarańczem piaskowiec, z którego zbudowano większość zabudowań, powoli przechodzi w nijaki beż. Po pustyni zaczynał już pełzać nocny chłód.
Rozbili obóz na skarpie, ale wystawili warty również u podnóża urwiska. Rafi, Aisha i namiestnik Al-Qasimi zostali całą trójką zaproszeni na herbatę do namiotu szejka. Tym razem kobieta ugięła się i piła herbatę dopiero z drugiego parzenia.
- Musimy ustalić plan - oznajmił Kashif, gdy raczyli się naparem wokół malutkiego ogniska. - Jeśli tak po prostu zaatakujemy Almutahar, żołnierze wezmą książęta na zakładników.

CZYTASZ
Niewolnica
PertualanganXVII wiek, południowy zachód Półwyspu Arabskiego. Zbuntowana polska szlachcianka, która przez brawurę podszytą głupotą dostała się do niewoli tatarskiej, oraz arabski książę, który nienawidzi niewolnictwa, a od typowo męskich zajęć woli muzykę i poe...