XLIII. Na Krym!

60 9 26
                                    

Przed bramą kretoszyńskiego aresztu czekała już na grzbietach drepczących niecierpliwie koni, gromada Jerzego. Na widok swojego dowódcy wychodzącego i ciągnącego za sobą chwiejącego się Aloszę, wznieśli radosne okrzyki i wyrzucili pięści w górę.

Pijak zatoczył się gwałtownie i osłonił oczy po wyjściu na słońce - zostało to nagrodzone salwą szyderczego śmiechu.

- Ale żeś smroda znalazł, Jurek! - chichotał Kazik. - Utrzyma się to w ogóle w siodle?

- Utrzyma, utrzyma - odparł Jerzy - albo zdechnie gdzieś po drodze.

Podszedł do luzaka, którego przyprowadzili ze sobą z Ostróg, i niezbyt delikatnie pomógł byłemu atamanowi wgramolić się na siodło. Gdy ten, kiwając się, ujął wodze w drżące ręce, sam wskoczył na własnego wierzchowca i zarządził:

- Do Ostrogów!

Następnie podniósł się chrzęst, terkot i rżenie koni, a na placyku przed aresztem po przybyszach pozostały tylko kłęby kurzu, który wzbił się w powietrze spod końskich kopyt. Jeźdźcy zaś zniknęli pomiędzy pochylonymi chałupami, kierując się daleko, ku karbowanemu koronami dębów horyzontowi - tam, gdzie czekał na nich dom.

***

Jerzy rzucił na środek stołu wielką, odręcznie rysowaną mapę Dzikich Pól. Alosza zerknął na nią, po czym zachichotał piskliwie i pociągnął z butelczyny, którą znalazł w rogu piwnicy, gdzie się zebrali, aby nie wchodzić w oczy Gniewomirowi.

- Z czego się tak śmiejesz? - spytał chłodno młody Przemyski.

- Niczego nie wiecie, laszki - odpowiedział, nie przestając chichotać, Alosza. - Połowa miejscowości źle zaznaczona. A drugiej połowy w ogóle nie ma!

Zapiszczał ze śmiechu jeszcze głośniej, a następnie przystawił szyjkę butelki do ust i zaczął donośnie żłopać jej zawartość, przymykając powieki z rozkoszy. Wtem, szkło rozprysło mu się w dłoni, kalecząc ją w kilku miejscach, a wino rozchlusnęło się na jego przedramię, koszulę, podłogę i brzeg stołu, gasząc jedną z czterech ustawionych w rogach świec.

- Żadnego chlania, póki z nami pracujesz - warknął Jerzy, po czym cofnął szablę sprzed przerażonych oczu Kozaka i schował ją do pochwy. Zanotował w myślach, żeby ją później wyczyścić z wina. - Jeśli cię jeszcze raz przyłapię z alkoholem, od razu wrócisz do Kretoszyna.

Alosza pobladł, a w jego przekrwionych oczach błysnęły łzy.

- Jak to: bez gorzałki? - jęknął. - Po cóż mi życie, skoro nie będę mógł pić?

- Skoro wolisz umrzeć niż przestać pić, droga wolna. - Jerzy znów sięgnął po szablę, ale były ataman zaoponował gwałtownie:

- Nie! Proszę! Po prostu dajcie się napić od czasu do czasu!

- Dam ci się napić, kiedy Aniela znów znajdzie się w Ostrogach. A teraz jazda, umyj się.

Nikita wyprowadził Aloszę na podworzec, do studni, gdzie oblał bezlitośnie skamlącego o łaskę pijaka całym wiadrem lodowatej wody. Gdy powrócili do pogrążonej w półmroku sutereny, smród unoszący się wokół zapuszczonego bandyty okazał się widocznie mniejszy.

- Skoro nasza mapa jest taka niedokładna, może byłbyś uprzejmy nanieść poprawki? - odezwał się Jerzy na powitanie. Alosza w odpowiedzi splunął na podłogę.

- Nie dam wam, laszkom, pozycji wszystkich moich druchów.

- Dyby...

- Za to mnie nie wydasz. - Byly ataman uśmiechnął się, szczerząc swoje pożółkłe i zmarniałe zęby. - Anielka ci droższa niż moje druchy na stryczkach.

NiewolnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz