LI. Niekończące się Konflikty

79 10 23
                                    

- Effendi!

Takie zawołanie wyrwało rankiem Zahira ze snu. Książę mruknął lekko i rozprostował kości, rozkoszując się każdym muśnięciem jedwabnej pościeli. Łóżka w pieczarze Rafiego nie były nawet w połowie tak strojne i wygodne jak to, w którym teraz było mu dane spać.

- Słucham? - zapytał z błogim uśmiechem na twarzy, gdy służący, który go obudził, odsłonił okna, przez co plamy słońca padły na poduszki.

- Emir zażądał, aby dziś rano stawiły się u niego księżniczka Aisha i twoja niewolnica, ale przyszła tylko pierwsza z nich. Byłem zmuszony cię obudzić, żeby zapytać, gdzie jest świadek zbrodni.

Uśmiech Zahira zbladł, gdy przypomniał sobie wydarzenia poprzedniego dnia. Pokłócił się z Anielą... Ponieważ jej zazdrość o Amirę zrujnowała przyszłość jego i Fajr...

Zerwał się z łóżka jak na komendę, czym przestraszył biednego służącego, przez co ten prawie się przewrócił.

- Wybacz - rzucił książę. - Nie ma tu jej? Sprawdzaliście w skrzydle dla służby?

- Sprawdzaliśmy. Pańskiej niewolnicy nie ma w żadnym z miejsc, w których powinna przebywać, Effendi. Czy dałeś jej jakieś nietypowe zadanie?

- Nie dałem... - Zahir pospiesznie naciągnął biszt i włożył chodaki, z zamiarem wyjścia na korytarz. - Aniela, coś ty znowu zrobiła?

***

Alosza i Nikita zaczęli już pakować bursztynowe ozdoby do pudeł, kiedy Jerzy i Radek nadeszli, by im z tym pomóc. Ledwo jednak chwycili za pudła, Przemyski powstrzymał ich gestem i zapatrzył się w osłupieniu na osobę stojącą przy nietkniętej jeszcze wystawie biżuterii zarekwirowanej mniszkom. Było jej niewiele, za to wykonano ją z najszlachetniejszego bursztynu. Nieznajoma właśnie muskała palcami jeden z okazów, wisior z zielonego bursztynu na srebrnym łańcuszku.

Jerzy na moment zapomniał języka w gębie. Stała przed nim najpiękniejsza dziewczyna, jaką widział w swoim życiu. W odróżnieniu od pozostałych widzianych na ulicy muzułmanek nie nosiła bezkształtnej burki, ale odcinaną w talii suknię - pozbawioną ozdób i wykonaną z taniego, popielatobeżowego materiału, lecz czystą i dobrze uszytą - a głowę owijała bardzo luźną czarną szajlą, spod której sypały się na wąskie ramiona wspaniałe, ciemnokasztanowe pukle. Średniego wzrostu i wiotka, miała skórę o ton jaśniejszą niż większość Arabek - miodową i nieskazitelną. Rysy jej twarzy, łączące w sobie okołozwrotnikową oryginalność z dziwnie swojskim echem Słowiańszczyzny, były niezwykle delikatne, ale coś w zaokrąglonym zarysie szczęki i układzie ust zdradzało pewną niepokorność. Kiedy podniosła powieki, by przenieść spojrzenie z wisiora na mężczyzn, zaskoczona, że nagle na jej widok przerwali swoje czynności, spod długich, ciemnych rzęs wyłoniła się para szmaragdowoniebieskich tęczówek, przywodzących na myśl tropikalne morza.

Dziewczyna rozejrzała się ze zdziwieniem, a wówczas Jerzy przemógł swoją chwilową konsernację i podszedł do niej.

- Czego piękna dama sobie życzy? - zapytał po polsku, zapominając, że dziewczyna nie może znać tego języka. - Pięknej bransolety, naszyjnika? Z góry mówię, od pani przyjmę zapłatę tylko w postaci poznania jej imienia i terminu, kiedy będzie miała czas wolny...

Urwał, gdy nieznajoma wykonała rękami kilka żywiołowych gestów, wbijając w niego zapalczywe spojrzenie. Arabski tłumacz chrząknął ze zdziwieniem i powiedział coś po tatarsku, co Alosza od razu przetłumaczył:

- To znaczyło "spadaj, buraku, nie jestem zainteresowana".

- Ty rozumiesz po polsku?! - krzyknął zdumiony Jerzy. Dziewczyna pokiwała głową; tego gestu nie trzeba było tłumaczyć. - Ale w takim razie... dlaczego nic nie mówisz?

NiewolnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz