LXVI. W Rodzinnym Gronie, cz. 2

57 9 25
                                    

Zahir przygotował się w myślach na to, że jego brat po torturach nie będzie wyglądać tak samo, ale i tak z trudem powstrzymał odruch wymiotny, gdy ujrzał krwiste wnętrze pustego oczodołu otoczonego siateczką fioletowych żył. Blednąc śmiertelnie, przemógł się i podszedł do łóżka, a następnie usiadł na pufie skwapliwie przysuniętej mu przez gospodynię.

- Mężniejesz - stwierdził Karim ironicznie, kiedy Tamara wyszła, cała w ukłonach, by zostawić ich samych.

- Po czym wnioskujesz?

- Widziałem, że prawie uciekłeś na mój widok. Kiedyś po prostu byś się zawinął.

Starał się nadać swojemu głosowi żartobliwy ton, ale nawet to nie ukryło jego wszechogarniającej słabości. Ledwo mówił, ledwo się ruszał. Wydawało się, że każdy dźwięk dobywający się z jego krtani był owocem nadludzkiego wysiłku.

- Ty byś się kiedyś nie dał tak poturbować - odgryzł się Zahir. Na wymizerowaną twarz Karima wypłynął uśmiech, upiorny w zestawieniu z wyłupionym okiem.

- Odezwał się ten, którego strzała położyła na kilka tygodni...

Młodszy książę wzdrygnął się na wspomnienie koszmarnego bólu rozsadzającego mu plecy i późniejszych dni męki w gorączce i brudzie.

- Obaj wyglądaliśmy lepiej - westchnął. - Co ci zrobili poza okiem?

- Dużo powierzchownych ran, zakażonych... Wybite biodro, prawdopodobnie konieczna amputacja...

Zahir aż się cofnął z zaskoczenia. Gdyby on miał stracić całą nogę, z pewnością nie mówiłby o tym tak spokojnie.

- A co się z tobą działo? - spytał starszy z braci. - Udało się z Nakhlą?

- Tak. - Zahir opowiedział mu o podróży i pobycie w Nakhli, pomijając oczywiście wszystko na temat ostatnich słów Aldony i swojej zwady z Anielą.

- Chwila - mruknął Karim, gdy opowieść się skończyła. - Więc gdzie jest Aisha?

- Nie wiem. Odjechała i nie wróciła, więc...

- ODJECHAŁA I NIE WRÓCIŁA? - Karim mimo osłabienia uniósł się do siadu. - I nie szukaliście jej? Tak po prostu odjechaliście?

- Wybacz, ale uznaliśmy sprawy państwa za ważniejsze od niej. Sam byś tak zrobił.

Głos Zahira był chłodny i spokojny. Brat patrzył na niego z niedowierzaniem; to nie był ten niedorajda, którego znał przez całe życie. Po kilku sekundach ciszy opadł bezsilnie na poduszki, oddychając chrapliwie.

- Dorosłeś - wycharczał. - Niedługo będziesz tak samo bezwzględny jak ojciec i Salah.

"Ale nigdy nie będę tak bezwzględny jak ty" - odpowiedział mu Zahir w myślach. Na głos powiedział jedynie:

- Módlmy się, żeby do tego nie doszło.

- Tak... Módlmy się...

Zmęczony rozmową i gwałtownym zrywem, Karim przymknął powieki i zwiotczał. Po chwili jego oddech pogłębił się i wyrównał, zdradzając, że książę zapadł w sen. Zahir spojrzał na niego i... zebrało mu się na mdłości, gdy przeanalizował swoje myśli.

Tak łatwo byłoby się go pozbyć, chociażby zadusić poduszką. Wszyscy by sądzili, że organizm po prostu nie podołał i się poddał po torturach. Tak łatwo...

Ale tak niegodnie i zdradziecko. Cóż z tego, że pozbawiłby Fajr jednego tyrana i drugiego potencjalnego, skoro sam stałby się trzecim? Zasiadłby wtedy na tronie i nikt by go nie niepokoił, ale nie o taki sukces mu chodziło. Nie był, nie mógł być taki, jak jego ojciec i bracia. Łączyły go z nimi więzy pokrewieństwa, ale nic poza tym. Musiał walczyć z zewem zatrutej krwi Ibrahima, która podsyłała mu do głowy te mordercze myśli.

NiewolnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz