LXXIX. Dzień Sądu, cz. 2

75 9 15
                                    

Na miejsce spotkania trzech emirów wyznaczono placyk na wschodnich przedmieściach Fajr.

Salah przybył tam jako ostatni, pozostali dwaj już czekali. U boku Bakriego stał jego nadworny dyplomata Abdullah oraz niepozorny człowieczek w ubogich ubraniach, najprawdopodobniej strażnik o niewyobrażalnym talencie do walki. Muhammada otaczały dwie kobiety - jedna z nich była Afrykanką, sądząc po rysach i kolorze skóry, zaś w drugiej Salah z ponurym zaskoczeniem rozpoznał Aishę.

Władca Fajr również przyprowadził ze sobą dwie osoby. Po jego prawej szedł Malik Khouri, z oczywistych względów, zaś po lewej - blady i niemrawy Hassan. Tuż przed opuszczeniem pałacu Salah przeprowadził z nim krótką, acz treściwą rozmowę, której Tatar wciąż nie mógł wyrzucić z głowy. To przez nią potykał się niemal co krok przez większość drogi, spojrzenie miał rozbiegane, a w prawej ręce, zaciśniętej w pięść, cały czas miął mankiet rękawa.

Już z daleka dało się zauważyć, że choć Muhammad górował wzrostem i posturą, to Bakri z nich dwóch emanował większą siłą i sprawiał wrażenie bardziej niebezpiecznego. Jak zwykle, odziany był w skromną zieloną galabiję i jedynie w turbanie miał złotą ozdobę. Wystrojony w barwne, haftowane szaty Muhammad wyglądał przy nim jak papuga przy słowiku. Obaj roztaczali aurę władzy, lecz o ile ta bijąca od emira Nakhli przesiąkała ognistą dominacją, o tyle ta otaczająca władcę Emiratu Róży była subtelna i chłodna, za to zdawała się przenikać wszystkie aspekty rzeczywistości, jakich kiedykolwiek dotknęła jego myśl.

- Żądałem rozmowy z tobą, Effendi - zauważył Muhammad. - Ale wolałeś kulić się ze strachu w swojej komnacie. Dobrze wiedzieć, że znalazłeś swoją odwagę,

- Nie odzywaj się do mnie, psie. - Salah wyminął go i ukłonił się przed Bakrim. - Panie. Niezmiernie miło mi gościć cię w swoich progach. Miałem nadzieję pokazać ci egzekucję moich zdradzieckich braci, ale w międzyczasie zostałem napadnięty przez tych barbarzyńców z północy.

- Myślałem, że ta egzekucja odbyła się trzynaście dni temu - odpowiedział chłodno Bakri. - Taki termin wyznaczył ci mój wierny Abdullah, zgadza się?

- Zgadza się, panie. Ale twój wierny Abdullah...

- Dla ciebie to Abdullah Sajjad Effendi - przerwał mu dyplomata. Salah zacisnął usta z gniewem, ale zmusił się do uśmiechu i skłonił głowę.

- Jak mówiłem, Sajjad Effendi powiedział mi, że chciałbyś, panie, zobaczyć tę egzekucję. Dlatego zaczekałem na twoją wizytę.

- I dlatego spotkałem Zahira, zupełnie wolnego, na granicy z moim krajem, kiedy jechałem tutaj te trzynaście dni temu? - zapytał emir z Warda Al-Sahra lodowato. Salah niemalże zatoczył się w tył po tych słowach. - Otrzymałeś miesiąc na udownodnienie, że nadajesz się do władzy. Nie udało ci się.

- Panie, to naprawdę tylko drobne opóźnienie - próbował się tłumaczyć ojcobójca. - Czy z tego powodu wolisz widzieć na tronie Fajr człowieka, który zamordował tylu ludzi w Almutahar?

- Beduinów na to miasto sprowadził twój drugi brat, Karim. A wybuch medyny był wypadkiem. Odbyłem z księciem Zahirem długą rozmowę i nie wydawał mi się człowiekiem skłonnym do kłamania. Wykazał się odwagą i przykładnym oddaniem Allahowi, gdyż poprosił, abym jemu dał nie miesiąc, a tylko dwa tygodnie na objęcie władzy.

Salah odruchowo oblizał usta, wyschnięte z nerwów. Czyli Zahir jednak nie blefował, mówiąc, że ma umowę z Warda Al-Sahra. Na szczęście tej umowy nie dopełnił.

- Jak widzisz, Effendi, mój młodszy brat także nie dotrzymał słowa. Przyjechałeś, a on jest w niewoli.

- Armia, która jest po jego stronie, oblega twoje miasto.

NiewolnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz