XXIX. Pan na Pieczarze

82 10 45
                                    

Miraż.

To słowo rozbrzmiało echem w głowie Amiry, kiedy ujrzała nadchodzące postacie w turbanach i galabijach.

Tu, pośrodku niczego, nie mogło być nikogo. Wszystko było złudzeniem wywołanym przez pragnienie i zmęczenie.

Burza zniosła je w zupełnie innym kierunku. Halim Saqat był daleko.

Na wspomnienie o nim tancerce zachciało się płakać, ale nie miała w organizmie dostatecznie dużo płynów, żeby jej oczy mogły wyprodukować łzy. Jej twarz o spękanej i suchej skórze pokrywała warstwa piasku, który wżarł się w naskórek i zalepił powieki, sprawiając, że jej oczy cały czas były przekrwione jak po wielogodzinnym płaczu. Na podbródku zaschły trzy strużki krwi z popękanych warg. Włosy też miała w nieładzie i pełne piachu, a z ubrania zostały poszarzałe strzępy.

Nie wiedziała, ile minęło godzin, dni czy tygodni, odkąd razem z Aishą wkroczyła w burzę piaskową. Wiedziała, że gdzieś po drodze straciły bagaż, a wraz z nim cały zapas wody. Od tamtego czasu towarzyszyły im już tylko piasek i cierpienie.

Zamknęła oczy i położyła głowę na piasku, po którym pełzła od świtu. Choć wiedziała, że to miraż, nadal nie przestawała widzieć nadbiegających z naprzeciwka ludzi, prowadzonych przez pana Halima. Nie chciała bardziej się krzywdzić i łudzić tym widokiem. Jeśli miała umrzeć, pragnęła przynajmniej do końca zachować świadomość tego, co ją otacza, a nie gonić za halucynacjami.

- Amira... - wychrypiał gdzieś w oddali głos Aishy. - Widzisz to, co ja?

- Ty też to widzisz? - Amira podniosła głowę. Ludzie rzeczywiście się zbliżali, a za nimi pojawiły się prowadzone przez służbę wielbłądy. Kilku mężczyzn w białych galabijach biegło ku dwóm kobietom, a na ich czele pędził Halim Saqat.

- Tak...

Amira wstała na nogi. Ledwo utrzymała równowagę, ale ile starczyło jej sił, spróbowała podejść do wybawców. Po dwóch krokach padła na kolana, lecz znowu się zebrała i ruszyła dalej, choć już następny krok znów posłał ją na ziemię.

- Panie! - próbowała zawołać, ale z jej wysuszonej krtani wydostał się tylko skrzek.

Halim był już tylko kilka metrów od niej. Nie mógł być mirażem. Naprawdę ją znalazł, naprawdę jej szukał na pustyni i postanowił ocalić...

Wyciągnęła do niego ramiona, ale on przebiegł obok niej, jakby nie istniała. Zdumiona, obejrzała się za nim. Wówczas zobaczyła, jak jej pan schyla się do drugiej skulonej na piasku kobiety i pomaga jej wstać.

- Moja najdroższa! - zawołał. - To ty? To naprawdę ty? Co ty tu robisz, Aisha?!

Aisha, postawiona w końcu na nogi, spojrzała na swego wybawcę szeroko otwartymi oczami. Po kilku sekundach z jej źrenic buchnęła jasność zrozumienia, a jej ramiona natychmiast otoczyły szeroką pierś mężczyzny.

- Allah jest wielki... - wyszeptała osłabłym z pragnienia głosem. - Rafi!

***

- Kto by pomyślał, że ta jego najdroższa to nie była żona, tylko siostra! - pokręcił głową Chamis. - I jak mówisz, że ma naprawdę na imię?

- Rafi Selim - odparła Amira. Słuchające jej grono służących zacieśniło się odrobinę. - Jego ojciec zdradził Fajr, za co został stracony, a syna wygnano, żeby nie próbował zemsty.

- To jakim cudem córka została żoną księcia? - zdziwiła się Fatma, narzeczona Chamisa. Oboje służyli tu od lat i Amira uważała ich za swoich najlepszych przyjaciół.

NiewolnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz