XLI. Aldona

73 11 53
                                    

- Anielo, zaczekaj.

Nasira ledwo nadążała za prącą do przodu przyjaciółką. Ta jednak nawet się nie odwróciła, rzuciła tylko przez ramię:

- Musimy się pospieszyć, nie ma czasu na postoje!

- Ale ja nie mogę iść tak szybko. Noga mnie boli.

Dziewczyna westchnęła i odwróciła się do towarzyszki. Nasira niemal przewracała się przy każdym kroku przez więżący stopy piasek.

- Pokaż to - poprosiła Aniela.

Niewolnica Karima podciągnęła wyżej materiał spódnicy. Aniela przyklęknęła przy niej i przyjrzała się jej łydce. Zacisnęła usta, widząc wielkiego, fioletowego siniaka, rozlewającego się niemal na cały mięsień trójgłowy. Jad działał niesamowicie szybko, już zaczynały się krwotoki wewnętrzne.

- Przykro mi, ale nie możemy zwlekać - westchnęła. - Podeprzesz się na mnie ręką. Musimy ci jak najszybciej podać leki.

I ruszyły dalej, Nasira wsparta na Anieli. Porzuciły wszystkie rzeczy w obozie, którego nie zwinęły, i teraz żałowały, że nie wzięły chociaż tyczek z rusztowania namiotów, które mogłyby im posłużyć jako laski do podpierania się.

Zaczynała się już pora sjesty, ale Aniela zdecydowała, by się nie zatrzymywać; widziała, że obie zapłacą za to koszmarnym odwodnieniem, lecz dostarczenie Nasiry do Yad Alwadi miało pierwszeństwo.

Już wkrótce zaczęła tego żałować, gdy poczuła pełnię pustynnego żaru spadającą z nieba prosto na jej głowę. Nasira, która szła przytulona do niej, zaczęła się nagrzewać i tak obie dodatkowo podwyższały sobie wzajemnie swoją temperaturę. Słońce rozlało się żarem na całe niebo, na odległych horyzontach jedynie poznaczone skąpymi chmurkami, a rozpalony piasek parzył w stopy mimo grubych podeszew butów. Najgorsze jednak było powietrze - koszmarnie suche i gorące, przez co po kilku wdechach nieprzepitych wodą niemożliwym stawało się przełykanie, a w płucach rodził się bolesny pożar.

"Ta ziemia jest martwa - pomyślała Aniela. - I my, którzy po niej chodzimy, jesteśmy martwi. Dopiero, kiedy się wydostaniemy, odzyskujemy życie".

Powoli jednak zaczynała wątpić, czy życia jej i Nasiry zostaną im jeszcze na tym świecie zwrócone. Yad Alwadi było poprzedniego dnia na horyzoncie, a odległości na pustyni są przecież zwodnicze...

Miała już się poddać swoim obawom, kiedy podniosła znużony wzrok i dostrzegła kształty majaczące na horyzoncie. Zamrugała intensywnie oczami, chcąc im przywrócić ostrość widzenia. Wówczas radość zalała jej serce - dotarły! Czekało je wprawdzie jeszcze wiele kilometrów forsownego marszu, ale oto w oddali pojawiły się charakterystyczne, ułożone w palce skały Yad Alwadi.

- Nasira, popatrz! - zawołała Aniela ochrypniętym głosem. Jej przyjaciółka z trudem uniosła głowę i również się ożywiła, gdy jej oczom ukazały się skały.

- Czy to nasz cel? - spytała nieśmiało.

- Tak! Chodźmy, pospieszmy się! Jesteśmy uratowane!

Choć wydawało się to niemożliwym, pomimo żaru, bólu i zmęczenia przyspieszyły kroku, gnając ku niewyraźnym kształtom, rozmazującym się w ich oczach i drgającym od gorącego powietrza. Gdzieś daleko zawyły przemieszczające się piaski, jakby chciały wysłać im ostatnie, bezużyteczne już ostrzeżenie.

***

Okres sjesty wlókł się dwóm niewolnicom niemiłosiernie; każda sekunda w straszliwym skwarze stawała się godziną, a każda minuta - wiecznością. Ledwo minęła połowa, słońce przeszło zenit, a już wyczerpał im się jeden z dwóch bukłaków z wodą. Aniela postanowiła od tej pory oszczędzać, i choć wyczerpana Nasira co pięć minut błagała o "chociaż kroplę", uparcie odmawiała, mówiąc, że napiją się w Yad Alwadi.

NiewolnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz