Kükürtemir, gdzie Alosza spodziewał się zastać Hassana, okazało się niewielką mieściną portową o zerowych właściwościach obronnych. Jerzy zdumiał się niepomiernie, widząc tak dobry punkt handlowy urządzony w tak bezbronny sposób - nie wziął jednak pod uwagę, że wszystkie wody dookoła należały do Imperium Osmańskiego, a sama mieścina znajdowała się w samym sercu Chanatu Krymskiego. Wokół po prostu nie było wrogów.
O ile na ziemiach granicznych z Rzeczpospolitą nikt nie dziwił się widokowi grupki Słowian, o tyle tutaj już ściągali na siebie bezustannie oceniające spojrzenia. Alosza, prowadzony w kajdanach na powrozie, chwilowo usprawiedliwiał ich pobyt tu na tyle, by nikt nie miał z nimi problemów, ale i tak pojawiały się głosy i wytykanie palcami.
Jerzy, podobnie jak większość jego kompanów, nigdy wcześniej nie widział morza. Teraz więc, kiedy tylko wjechali do Kükürtemir, udali się na nadbrzeże i wpatrzyli w modry bezmiar, głęboko w płuca wciągając wilgotne, słone powietrze. Ich uszy wypełnił szum fal i wołanie licznych mew, których białe skrzydła trzepotały, rozsyłając na boki iskry odbijającego się od nich słońca. Tuż nad horyzontem frunął samotny albatros.
Starościc zapatrzył się na morski przestwór z niemo rozchylonymi ustami. Nigdy jeszcze nie widział tak ogromnej połaci wody. Dniepr w swoich najszerszych rozlewiskach potrafił sięgać po horyzont, ale fale na nim zawsze były płaskie i kierowały się w dół nurtu; tu było zupełnie inaczej. Sięgające ponad metr wysokości fale przetaczały się niby cielska wijących się węży morskich o szmaragdowych łuskach, których grzbiety wieńczyły białe grzebienie piany. Kolor wody był inny z powodu jej zasolenia i znacznie większej głębokości niż w jakiejkolwiek rzece, do tego żaden szczur lądowy nie zdołałby pojąć swoim umysłem odległości, która dzieliła brzegi Krymu od brzegu Anatolii.
Ta nieskończoność uderzyła Jerzego prosto w serce. Czy to było uczucie, które popychało żeglarzy w straceńcze wyprawy w nieznane, dla których porzucali swoje ojczyzny i dotychczasowe życia? Czy to ono ściekało atramentem z piór poetów opiewających magię głębin? Czy tę właśnie nieskończoność obiecywał wiele lat temu Malwinci, wiejskiej dziewuszce, do której sypialni lubił się wkradać jako późny nastolatek, gdy jej obiecywał przemierzyć dla niej morza? A gdyby to wówczas zrobił, co by znalazł po drugiej stronie tej nieskończoności? Jakie skarby mógłby stamtąd przywieźć i rzucić do stóp naiwnej chłopce?
Ciekawość zaczeła rozrywać mu serce. Skierował wzrok na lewo, na żwirowy pirs, przy którym cumowało, kołysząc się miarowo, kilka statków. Większość z nich miała maszty, obecnie z opuszczonymi żaglami, przez co przypominały smutne żebra rozebranej konstrukcji, oraz zasłonięte klapami otwory na wiosła - nieliczne polegały jedynie na sile żagli lub wioślarzy.
"Oto skrzydła, na których można przemierzyć tę nieskończoność - pomyślał Jerzy. - Wiatr, który może cię ocalić lub zatopić wedle dowolnego boskiego widzimisię, i katorżnicza praca porywanych z polskich ziem niewolników".
Nagle poczuł obrzydzenie do morza.
- Chodźcie, panowie - zarządził. - Nie mamy tu czego...
Urwał, kiedy się zorientował, że przemawia do pustych siodeł. Jego towarzysze, nawet Alosza, który się jakimś cudem wyzwolił, biegli już po plaży z podwiniętymi nogawkami spodni, gubiąc po drodze buty i onuce. Dwaj pierwsi, Nikita i Kazik, dopadli już wody i ochlapywali się wzajemnie, chichocząc w najlepsze. Ciepły wiatr mierzwił im włosy, a fale obmywały kostki i łydki.
CZYTASZ
Niewolnica
AventuraXVII wiek, południowy zachód Półwyspu Arabskiego. Zbuntowana polska szlachcianka, która przez brawurę podszytą głupotą dostała się do niewoli tatarskiej, oraz arabski książę, który nienawidzi niewolnictwa, a od typowo męskich zajęć woli muzykę i poe...