V. Wybór

240 18 107
                                    

Na stołówce dla służby podawano na śniadanie małą kopę kaszy bulgur i kawałek zeschniętego khobezu. Aniela stanęła w kolejce, a kiedy dotarła do okienka kuchennego, wzięła talerz i udała się do jednego z licznych stolików. Nie dostała sztućców, więc nakładała kaszę palcami na pieczywo, używając go jak łyżki. Przeżuwając z trudem pozbawiony smaku posiłek, wspomniała smutno bogate uczty w Ostrogach. Wiele by oddała za króliczy pasztet, grzańca z miodem i pieczeń z kaczki ze śliwkami i żurawiną.

Pogrążona w jedzeniu, nie zauważyła, że ktoś zajął miejsce naprzeciwko niej. Z zamyślenia wyrwały ją dopiero słowa:

- Witaj, Anielo.

Uniosła wzrok i zobaczyła wysoką kobietę w burce, spod której było widać intensywnie zielone oczy.

- Aldona! Jak się miewasz?

Kobieta spuściła wzrok.

- Jestem Nasira - powiedziała.

- Nieprawda. Tak cię tylko nazwali nasi porywacze. Jesteś Aldona Janicka, pochodzisz z Łękowiny, wyjdziesz za mąż za Grześka Olszewskiego i dostaniesz w posagu od matki zdobyczny miecz krzyżacki, jaki ona dostała od twojej babki. Niech nikt ci nie wmówi, że jest inaczej.

- Kiedyś byłam Aldoną - przyznała. - Takie imię nadano mi na chrzcie. Pod nim rozpoznawał mnie mój Bóg. Ale on mnie opuścił, kiedy go potrzebowałam. Allah rozpoznaje mnie od imieniem Nasira. Może chociaż on mnie wysłucha.

- Aldona...

- Nie nazywaj mnie tak, proszę. To imię niesie ze sobą same złe wspomnienia.

Aniela ponownie wbiła wzrok w resztkę kaszy na talerzu. Nie wiedziała, co powiedzieć. Nie sądziła, że jej przyjaciółka załamała się aż do tego stopnia.

- A gdyby udało nam się uciec? - zapytała wreszcie. - Gdybyśmy wróciły do Polski? Uwierzyłabyś raz jeszcze w naszego Boga?

- Nie mogłabym już wieść tego życia, które chciałam. Grzesiek nie weźmie wielokrotnie gwałconej kobiety. Rodzina też się mnie wyprze.

- Bzdura. Jestem pewna, że gdybyś wróciła, przyjęliby cię z otwartymi ramionami i pomogli wyleczyć te rany.

Nasira parsknęła niewesołym śmiechem.

- Nawet jeśli, to nigdy się o tym nie przekonamy. Stąd nie ma ucieczki.

- A właśnie, że może być! Pani Aisha zgodziła się, żebym przychodziła do jej komnat rozmawiać z tobą. Książę Zahir zgadza się również na twoje odwiedziny. Mamy szansę opracować plan!

Niewolnica Karima wstała od stołu, biorąc ze sobą talerz nietkniętego jedzenia.

- Nie wciągniesz mnie więcej w żadne plany - powiedziała chłodno. - Jeśli jeszcze raz usłyszę, że chcesz uciekać, albo nazwiesz mnie Aldoną, doniosę o tym emirowi. Nie zamierzam odwiedzać cię u Zahira i byłabym wdzięczna, gdybyś ty też nie zachodziła do Karima i Aishy. Żegnaj, Anielo.

Odeszła do innego stolika, gdzie zaczęła łapczywie pochłaniać śniadanie. Aniela odprowadziła ją zasmuconym i wstrząśniętym wzrokiem. Kiedy zrozumiała, że szkoda w przyjaciółce jest już nie do naprawienia, skupiła się z powrotem na jedzeniu, ale posiłek stawał jej w gardle. Dopiero po chwili zorientowała się, że po policzkach gęsto spływają jej łzy.

***

Mehmet przybył na czas do Zahira, ale służący, który miał obudzić Karima, najwyraźniej zawiódł, ponieważ minęło dziesięć minut od nastania pory śniadania, a on wciąż się nie pojawiał. W końcu Ibrahim stracił cierpliwość i uznał, że jego syn najwyraźniej celowo się nie stawił, toteż kazał podawać jedzenie.

NiewolnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz