32. "Rozluźnij się."

31 3 43
                                    

Cisza, jaka panowała między naszą dwójką, nie działała negatywnie. Wręcz przeciwnie, mogłam w spokoju przemyśleć, co miał na myśli Matt. Każde z jego słów krążyło mi po głowie i nie mogło znaleźć odpowiedniego miejsca, nie mogłam połączyć ich z niczym konkretnym. Mogłam go poprosić o wyjaśnienie, ale jak to ja próbowałam dotrzeć do tego sama. Nie wychodziło to za dobrze. Próbowałam znaleźć osobę, której Morgan mógł zniszczyć życie. Było ich mnóstwo i pewnie wiedziało o tym większość miasta. Nie było to coś nowego i nieznanego. Nie wiedziałam, kogo miał na myśli, ale musiał tego kogos znać. Miałam tylko nadzieję, że jakiś jego znajomy nie ucierpiał przez dziwne skłonności Morgana.

-Może już wrócimy? Zaraz naprawdę złapie nas deszcz - powiedział Thompson.

Nie zauważyłam nawet, od kiedy szliśmy za rękę, widocznie mi to nie przeszkadzało. Zgodziłam się i wciąż spacerem szliśmy do wyjścia z lasu. Dalej byłam pogrążona w rozmyślaniu o wszystkim. Nie umiałam inaczej i to był mój największy błąd. Nie wiedziałam, jak to się stało, ale w tym całym moim stanie zawieszenia zdołałam usłyszeć piszczenie z krzaków. Przystanęłam, przez co zmusiłam też do tego chłopaka, nie miał wyjścia, skoro nasze palce się splotły.

-Słyszysz to? Co to jest? - zapytałam.

Trochę, ale tak delikatnie zaczęłam się bać. Przecież to mogło być coś niebezpiecznego, jakieś dziwne zwierzę. Nie chciałam być zaatakowana w takim momencie, byłam zainteresowana kilkoma rzeczami i chciałabym się w nie zagłębić. Nie mogłam umrzeć, miałam dopiero osiemnaście lat. Jeszcze tyle rzeczy przede mną, nie mogłam ich przegapić.

-Olivia co Ty chcesz zrobić? Chyba tam nie pójdziesz?

Chłopak próbował mnie zatrzymać, ale adrenalina działała i chciałam pójść w tamto miejsce. Wyrwałam swoją dłoń z ciepła i podążałam za odgłosem. Skomlenie i piszczenie utwierdziło mnie, że to nie mogło być coś złego. Weszłam w głąb ścieżki i to, co ujrzałam, zmroziło mnie. Krew w żyłach zaczęła mi krążyć jeszcze szybciej, ciśnienie pewnie skoczyło mi do granic możliwości. Spojrzałam za siebie, gdzie stał mój towarzysz. Po mojej minie musiał zrozumieć, co było na rzeczy. Ruszył za mną, a ja przedarłam się przez chaszcze, które sięgały mi wyżej kostek. Po dotarciu do drzewa zachciało mi się płakać, do pnia był przywiązany pies. Był malutki, bezbronny i bardzo przerażony. Nie pozwalał mi się do siebie zbliżyć, co jeszcze bardziej potęgowało mój stan płaczu. Już nie kontrolowałam tego i łzy poleciały mi z oczu. Chciałam go dotknąć, chciałam uwolnić tę małą kulkę.

-Poczekaj, zrobię zdjęcie. Musimy mieć dowód.

Zatrzymałam się i odsunęłam, a po sekundzie zobaczyłam lampę błyskową. Matt zrobił zdjęcie i widziałam po nim, że ruszyło to nawet jego. Stał w miejscu i przyglądał się komórce. Już chciałam go zapytać, o co chodziło, ale odezwał się piesek. Zaczął się wyrywać i skiałczeć.

-Kurwa to wygląda jak linka wędkarska.

Po tym zdaniu nie czekałam na nic, chciałam go odwiązać. Próbowałam to zrobić delikatnie by nie poranić ani siebie, ani bardziej małego zwierzęcia. Ręce mi drżały, ciężej mi było to wszystko ogarnąć. Niestety nie pomagał sam przywiązany do tego drzewa. Szarpał się, nie chciałam, aby zrobił sobie coś gorszego i próbowałam go uspokoić. Opuszki palców miałam mocno poszarpane, ale nie zwracałam na to uwagi. Najważniejsze było życie malca, który powoli się uspokajał.

Dopiero gdy poczuł luz, dał się dotknąć. Bardzo, ale to bardzo delikatnie go pogłaskałam, żeby nie zrobić mu większej krzywdy. Rozpięłam bluzę, by przykryć maluszka nią, ale zrezygnowałam z tego i przytuliłam go, po czym owinęłam bluzą. Wyszłam z krzaków i zdenerwowałam się, widząc jak Matt, rozmawia przez telefon. Zamiast mi pomóc, to pewnie sprawy firmy były ważniejsze i nie mógł odmówić. Podeszłam do niego akurat wtedy, gdy zakończył rozmowę i już miałam go sprowadzić na ziemię. Jednakże zdziwił mnie swoim zachowaniem. W ten pozytywny sposób.

Non-Toxic BondsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz