43. "Czuję się winna tej całej sytuacji."

42 3 49
                                    

Przeczytałam ostatnie zdanie, które zakończyło moją lekturę. Zamknęłam książkę i odłożyłam ją. Parapet, na którym siedziałam, wydawał się idealnie podporządkowany pode mnie. Nareszcie udało mi się skończyć to coś. Z każdą kolejną stroną miałam jeszcze bardziej dość. Końcówka zniszczyła mnie totalnie, dobrze, że nic nie jadłam w tamtym momencie.

Autor książki ukazał w niej ludzi pod ogromną kontrolą władzy. Nie mogłam sobie wyobrazić, jak miałabym żyć w takim świecie. To lektura dla nastolatków, a skoro ktoś się na to zgodził, to nie było możliwe, aby kiedykolwiek coś takiego się nam przytrafiło. A przynajmniej miałam taką nadzieję. W innym przypadku nie miałabym możliwości na przebywanie w tym miejscu.

Godzina pierwsza w nocy raczej służyła do spania, a nie do siedzenia na szpitalnym parapecie.

Od pieprzonych dwunastu dni wegetowałam w tym pomieszczeniu. Mój organizm nie przyjmował za dużo jedzenia, sen też był dla mnie czymś nieosiągalnym. Aż dziwne, że jeszcze byłam w stanie jakkolwiek funkcjonować. Panie pielęgniarki nie raz i nie dwa wyganiały mnie do domu, lecz sumienie nie pozwalało mi na zostawienie go samego. Byłam winna tej całej sytuacji i musiałam jakoś odkupić swoją winę. Patrząc co jakiś czas w prawą stronę, upewniałam się, czy na pewno nic się nie zmieniło.

Monitor wciąż wydawał z siebie unormowane pikanie, a mężczyzna, który leżał na łóżku szpitalnym, dalej się nie poruszył. Mimo tego, że nigdy nie wierzyłam w istnienie Boga, albo nawet jakiegoś innego bóstwa, to wynajdywałam w internecie modlitwy, które mogłyby mi pomóc w obudzeniu szatyna. Do tej pory żadna z nich nie pomogła, a ja zniechęcona, odpuściłam. Poddałam się po tygodniu.

Podwinęłam rękaw czarnej, za dużej bluzy, aby sprawdzić, jak dużo czasu minęło. Prawie dwie godziny zleciały naprawdę szybko. Przeważnie mi się dłużyło, więc to było dla mnie zaskoczeniem. Ciemność na zewnątrz jeszcze bardziej mnie przytłaczała. Kolejna noc bez snu, a wokoło tylko jedno mieszkanie było oświetlone. Przynajmniej nie byłam sama. Chociaż patrząc na strefy czasowe, to gdzieś na świecie bylo ludzie, którzy nie śpali w tym czasie co ja.

Nagle za oknem zauważyłam błysk policyjnego samochodu. To przypomniało mi codzienne wizyty funkcjonariuszy, by sprawdzić, czy mogli już przesłuchać poszkodowanego. Nie było to miłe, a wręcz przeciwnie. Wkurzało i to delikatnie mówiąc.

Skoro nie ufali ani szpitalowi, ani osobom z jego otoczenia, to dlaczego nie postawili jakiegoś policjanta przed salą? Wtedy byliby pewni, że nikt ich nie oszukuka, a Matt wciąż leżał nieprzytomny.

I to z mojej winy.

To nie fair.

Ja powinnam zajmować jego miejsce, to do mnie Morgan powinien strzelić. Nic poważnego by się nie stało, w końcu miałby jeden problem z głowy. Byłoby mu łatwiej dalej żyć po swojemu, gdyby nie miał kogoś takiego jak ja. Często miałam wrażenie, że gdybym się nie urodziła, to wszystkim byłoby o wiele prościej. Nikomu nie sprawiałabym problemów.

Skoro nawet własna matka nie uznawała mnie za swoje dziecko, to coś musiało być na rzeczy. Może zniszczyłam jej życie, może jej złość była spowodowana tym, że w ciąży musiała przerwać swoje cudowne życie. Wielokrotnie powtarzała, że koleżanki się od niej odwróciły, bo małe dziecko nie pasowało im do stylu, jakie prowadziły.

Biel otoczenia, przezroczyste rurki, dźwięk urządzenia i wciąż nieprzytomny pacjent to mój najczęstszy widok ostatnich dni. Sądziłam, że nie będę mogła się go pozbyć jeszcze przez jakiś czas. Skoro do tej pory nic się nie zmieniło, a lekarze tylko rozkładali ręce, to nie miałam dobrych oczekiwań co do Matteo.

Non-Toxic BondsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz