64. "Zdążyłam zrozumieć, że już do końca będę córką złego mężczyzny."

39 3 30
                                    

Krew, która krążyła w moim ciele, miała ostatnio częste huśtawki. Od jakichś trzech godzin płynęła w zawrotnym tempie, co skutkowało silnymi uczuciami gorąca.

Wędrówka w nieznane po rozmowie, która tak naprawdę nic nie wniosła do sprawy, była czymś ciężkim. Upał dodawał temu wszystkiemu większej możliwości na tragedię z moim udziałem. Omdlenie mogło się zdarzyć na każdym kolejnym kroku.

Myśl o tym, że od kilku miesięcy mogłam mieszkać z osobą, która mnie oszukiwała, nie dawała mi spokoju.

Przed samym blokiem dopadły mnie wątpliwości. Co, jeżeli oni tam byli? Co, jeżeli chcieli zostać na noc? Wtedy nie byłoby tam miejsca dla mnie.

Po drodze na czwarte piętro przypomniały mi się słowa Michaela. Myślałam, że zdołałam się pogodzić z moją przyszłością, z moim nazwiskiem. Wystarczyło kilka słów, bym znowu zatraciła się we wspomnieniach.

Przy drzwiach próbowałam podsłuchać, czy w mieszkaniu ktoś był. Nic nie usłyszałam, ale nie wiedziałam, czego to było skutkiem. Matt mógł być sam i nie musiał wydawać żadnych dźwięków.

Pewne było to, że jego dziadkowie wyszli, co było dla mnie najważniejsze.

Złapałam za klamkę i chciałam otworzyć drzwi, które finalnie nie drgnęły. Przeszukałam kieszenie, ale nie znalazłam kluczy, więc zrezygnowana pociągnęłam Skippera do windy. Nie było to łatwe, ponieważ pies był zaciekawiony wycieraczką, ewidentnie coś przyciągnęło jego uwagę.

Podeszłam i podniosłam dywanik, pod którym znajdowały się klucze. Musiałam zapamiętać, że należało mu się najlepsze jedzenie za to znalezisko, gdyby nie on, to błąkalibyśmy się po mieście.

Dopiero w mieszkaniu zauważyłam kilka nieodebranych połączeń od Matteo. Z tego zdenerwowania wyłączyłam dźwięki i nie słyszałam, aby się dobijał. Dlatego pewnie ostatecznie wysłał wiadomość.

Matteo: Muszę iść do firmy, wrócę koło ósmej. Zostawiłem klucz pod wycieraczką, gdybyś nie miała. Napisz, czy wróciłaś bezpiecznie do domu.

Miałam trzy godziny, aby oswoić się z sytuacją. Może i było to wystarczająco, ale nie dla mnie. Ochota na przespanie kilku dni była silna i bałam się, że to mnie mogło pokonać tak jak po wyrzuceniu z domu. Przeleżałam i przespałam cztery dni. Czy to jakoś pomogło? Skoro miałam chęć na podniesienie się z łóżka, to musiało coś zdziałać.

W ramach nagrody w kuchni przygotowałam niecodzienne jedzenie dla Skippera. Wyciągnęłam z lodówki marchew, ogórek, arbuza i jabłko. Ukroiłam niewielkie kawałki i jeszcze je rozdrobniłam. Dodatkowo z arbuza powyciągałam pestki i nałożyłam na miskę. Kundelek był zmęczony i leżał w swoim legowisku. Podstawiłam mu kawałeczek marchewki, którą od razu się zainteresował i zabrał za obwąchiwanie. Do tej pory dawaliśmy mu malutkie porcje warzyw i owoców, tak by nie jadł tylko karmy.

Niespodziewanie po spojrzeniu na meble w salonie, do głowy przyszedł mi pewien pomysł. Miałam dużo czasu, więc przeszukanie regałów w salonie mogło przynieść mi trochę rozwiązań. Może znalazłabym jakieś papiery, rachunki, na których byłoby jego imię. Wtedy mogłabym wyjaśnić, dlaczego Isabelle nazwała swojego wnuka Ares.

Nie wiedziałam, w co miałam wierzyć. Gdyby okazało się, że to ona miała rację, to musiałabym przeprowadzić poważne rozmowy z każdą osobą, która miała odmienne zdanie. Zaczęłabym od Caroline, ponieważ od niej mogłabym uzyskać więcej informacji.

W jednym regale były tylko moje dokumenty, dlatego właśnie ten ominęłam. Otworzyłam środkową szafkę i jeszcze przez chwilę zastanawiałam się, czy dobrze robiłam.

Non-Toxic BondsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz