77. "Pomożesz nam? Proszę."

40 3 43
                                    

„Michael zlecił zabójstwo twoich rodziców.
Michael zlecił zabójstwo twoich rodziców.
Michael zlecił zabójstwo twoich rodziców".

Te słowa siedziały mi w głowie od wczoraj. Tym razem i mnie dopadła bezsenność. Pół nocy myślałam nad spotkaniem z bratem.

Ostatnie zdanie wstrząsnęło nami i to z wiadomych przyczyn. Nawet Logan miał obawy przed zostawieniem nas samych. Wyszedł grubo po zakończeniu swojej służby. Dopiero po północy zorientował się, że miał już być w domu. Ostatecznie kilkadziesiąt minut upewniał się o naszej kondycji psychicznej.

Moja nie była dobra, ale to już od dawna wiedzieli wszyscy.

Niestety nie mogłam zrozumieć zachowania Matteo, który zamilkł i wydawał się opanowany. Aczkolwiek nie wiedziałam, czy było tak na pewno. Był specjalistą w ukrywaniu uczuć i to coraz bardziej mnie denerwowało.

Czy był świadom tego, że ukrywanie emocji mogło pogorszyć jego stan?

Przez bite kilka godzin obserwowałam go i starałam się wyłapać szczegóły w zachowaniu, lecz nic takiego nie ujrzałam.

Był spokojny, jego twarz nie wyrażała nic. To mi chciało się płakać, bo nie rozumiałam niczego, co działo się w ostatnim czasie w moim życiu.

Jak to się stało, że w naszym miasteczku mieszkały dwie rodziny, które były gorsze niż kartele z Ameryki Południowej. Akurat oni musieli połączyć siły i zniszczyć tak wiele.

Dlaczego tak podli ludzie zakładali rodziny? Dlaczego rozsiewali swoje geny?

Dlaczego ktoś taki jak ja musiał zostać wplątany w te dziwne wydarzenia?

Dlaczego nie mogłam sobie żyć w spokoju? Zostałam wmieszana w coś okropnego i wiedziałam, że tylko doprowadzenie wszystkiego do końca mogłoby dać mi ukojenie.

Zbyt długo to trwało. Zbyt długo mój rozum czekał na odpowiedź i coraz częściej bałam się, że to kiedyś mogło się na mnie odbić.

Tajemnice nigdy nie były dobre, prędzej czy później to wyjdzie na jaw. Może powinniśmy od początku być ze sobą szczerzy. Mogłoby być o wiele prościej i mniej brutalnie. Może to dałoby nam odrobinę mniej niepewności co do przeszłości.

Co do niepewności, to ona tego dnia nie dawała mi spokoju. Od trzech godzin siedziałam jak na szpilkach tylko dlatego, że Matteo o piątej rano zerwał się z łóżka i nic nie mówiąc, zabrał Skippera na spacer. Nie wiedziałam, gdzie byli, ani co robili. Telefon szatyna leżał na szafce nocnej, więc nie mogłam zadzwonić i zapytać o cokolwiek, by usłyszeć jego głos.

W niewiedzy czekałam pieprzone dwieście piętnaście minut tylko po to, żeby znów zobaczyć go całego i żywego.

Podczas jego nieobecności odchodziłam od zmysłów, przemierzałam mieszkanie od okna do okna, ponieważ chciałam sprawdzić, czy przypadkiem nie leżał gdzieś pod blokiem z kulą w ciele.

Gdy kolejny raz przyglądałam się otoczeniu przez okno w salonie, to usłyszałam za plecami kroki, dlatego się odwróciłam. Jednakże w pomieszczeniu był tylko kundelek.

Zanim wszystko do mnie dotarło, musiało minąć sporo czasu, bo ruszyć mogłam się dopiero po tym, jak usłyszałam kilka razy szczeknięcie. Po tym udałam się do sypialni, z której dochodziły dźwięki.

Zdziwiłam się, kiedy w pomieszczeniu przy szafie stał Matteo miał na sobie czarny garniturowe spodnie, białą koszulę i właśnie kończył wiązać krawat.

-Idziesz do firmy? - zapytałam.

Zaczęłam się zastanawiać, jak on mógł trzeźwo myśleć? Tyle zwaliło mu się na głowę, że niejednego powaliłoby to na ziemię. A on trzymał się nadzwyczaj dobrze.

Non-Toxic BondsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz