84. "Ubyło mu też trochę IQ."

37 3 56
                                    

-Ja naprawdę nie mam pojęcia, jak on jest w stanie bawić się po ciężkiej nocy.

Co prawda, to prawda. Adrien bardzo dobrze wiedział, co w nocy przeżywał Matt.

-Uwierz mi, ja tym bardziej. Naprawdę ciężko było go ogarnąć.

Na samo wspomnienie miałam ochotę wstać i mocno uderzyć szatyna w twarz.

-Nie dziwię się, był pijany i to bardzo.

Czy ktoś mógłby wyłączyć dźwięk telefonu za mnie? Oczywiście, że nie, przecież to moja własność.

Nie miałam ochoty odbierać połączenia, ale jak zobaczyłam, że dzwonił Adrien, to wiedziałam, że coś się stało.

-Halo - odezwałam się zaspanym głosem.

-Za halo to... - przerwał na moment, ponieważ w tle usłyszałam muzykę i dziwny krzyk.

-Nie ważne. Mogłabyś przyjechać po swojego chłoptasia?

W pierwszej chwili nie zrozumiałam, o co mu chodziło. Przecież „mój chłoptaś" leżał obok i spał.

-Adrien jesteś pijany?

Jeżeli to miał być głupi żart, to obiecałam sobie, że się zemszczę. Podniosłam się do siadu i spojrzałam na prawo, gdzie miał leżeć Matteo. Nie było go, ręką sprawdziłam pościel, ale była zimna. To musiało wskazywać na to, że wyszedł dawno.

-Broń cię Boże, jestem w pracy. Matt się upił, a ja nie mogę go pilnować.

Wyskoczyłam z pościeli jak uderzona piorunem.

-Za pięć minut będę.

Rozłączyłam się i wybiegłam z sypialni wprost do łazienki. Tam chciałam się co nieco ocucić. Chlusnęłam sobie zimną wodą w twarz i zabrałam ze sobą telefon. Nie miałam czasu na zmianę ubioru, dlatego sprawdziłam tylko, co się działo ze Skipperem. Miałam nadzieję, że nie poszedł z właścicielem, bo w przeciwnym razie mógłby być duży problem.

Na szczęście kundelek spał w salonie i totalnie nie zwrócił uwagi na moje kroki.

Zamknęłam mieszkanie i zbiegłam po schodach. Od wczoraj winda była nieczynna i byłam zmuszona wykorzystać klatkę schodową. Chociaż z drugiej strony wieczorem miała już działać, mogłam to wcześniej sprawdzić. No trudno musiałam się jakoś przemęczyć.

W ciągu pięciu minut miałam być pod klubem, ale nie zdążyłam w tym czasie nawet odpalić auta. Przeceniłam swoje możliwości, nie chciałam, aby Harris musiał zarywać godziny pracy na opiekowanie się kumplem.

Myślałam, że przez całą drogę złamałam każdy możliwy przepis, a jednocześnie miałam wrażenie, że byłam dalej niż bliżej.

Przed barem zaparkowałam na dwóch miejscach i wyskoczyłam z auta. Już miałam wchodzić do budynku, gdy ktoś mnie zawołał z lewej strony.

-Tutaj jesteśmy.

Poszłam za głosem, by na miejscu ujrzeć szatyna, który siedział na ławce i śmiał się ze swoich dłoni.

-Nie miałam pojęcia, że wyszedł z mieszkania - powiedziałam, podchodząc do chłopaka. Zachowywał się, jak typowy nastolatek, który pierwszy raz się upił.

-Poradzisz sobie, bo muszę wracać do środka.

Kiwnęłam głową.

-Tak, spokojnie. Możesz iść.

Non-Toxic BondsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz