76. "Może wyprowadzili pieniądze z firmy?"

38 3 37
                                    

Trzynasty lipca był bardzo wyczekiwanym dniem. Szatyn już wczoraj zrobił sobie wolne, chociaż nie byłam pewna, czy był to dobry pomysł. W mieszkaniu cały czas myślał i analizował wydarzenia. Gdyby był w firmie, to miałby zajętą głowę.

Od dwóch dni nic nie jadł, był zamknięty w sobie. Rozmawialiśmy pół słówkami albo ja próbowałam coś z niego wyciągnąć, a on to olewał.

Zmianę w jego zachowaniu zauważyłam, od momentu, gdy dowiedział się o zatrzymaniu dziadków. Praktycznie nie spał, co było widać po podkrążonych oczach. W sumie wyglądał jak zombie.

Nie chciał dać znać po sobie, że to go ruszyło, ale po jego zachowaniu wywnioskowałam, że nie mógł sobie z tym poradzić.

Kilka razy nasz mały zwierzak próbował go rozweselić, chciał się z nim bawić, ale gdy to nie działało, to kładł się na stopach właściciela i go udawał, nie chciał jeść mimo tego, że podsuwałam mu miskę pod nos.

Tak bardzo chciałam im pomóc, ale nie wiedziałam jak. Miałam cichą nadzieję, że sama moja obecność była dobrym rozwiązaniem.

Już drugą godzinę byłam w kuchni i przygotowywałam obiad, mając nadzieję na odezwanie się głodnego chłopaka. Może gdyby poczuł zapach, to ruszyłoby to jego brzuch.

Co jakiś czas zaglądałam do salonu i sprawdzałam, co się działo, lecz chłopak ciągle siedział na kanapie z pilotem w dłoni. Jedyne co się zmieniło, to pozycja Skippera, który nie leżał już obok kanapy.

W pierwszej chwili pomyślałam, że odpuścił i poszedł do swojego posłania. Aczkolwiek Matteo mógł go wziąć na mebel, druga opcja była bardziej prawdopodobna, bo zauważyłam delikatne ruchy ogonem obok postaci szatyna.

-Nałożę mu podwójną porcję, to może się skusi - powiedziałam szeptem, tak abym tylko ja mogła to usłyszeć.

Przerzuciłam gotowego kurczaka na talerz i wyciągnęłam frytki z piekarnika. Coś biednie wyglądało to danie, dlatego zajrzałam do lodówki i chwyciłam za coleslaw. Rozłożyłam go na oba talerze i jeden z nich zaniosłam do salonu.

Nie oczekiwałam zbyt dużo, bo Matt przechodził naprawdę ciężki czas. Położyłam talerz ze sztućcami na stół.

-Nie jestem głodny.

Wzrok chłopaka był beznamiętny i to bolało. Głos też miał dziwny, a tak bardzo chciałam, aby wrócił do siebie sprzed kilku tygodni.

Nie zareagowałam na to, choć chciałam. Wróciłam do kuchni, ponieważ moje frytki potrzebowały nieco więcej, niż te ulubione szatyna.

Niecałe trzy minuty później siedziałam razem z dwójką głodomorów. Chciałam posiedzieć w ich towarzystwie. Ucieszyłam się, gdy po wejściu do pomieszczenia okazało się, że mój plan wypalił. Matteo zajadał się potrawą i nawet dokarmiał Skippera.

-Jednak zgłodniałeś? - zapytałam, gdy pakował sobie kolejną porcję jedzenia do buzi. To samo w sobie było odpowiedzią.

Widziałam, jak kundelek był podekscytowany nowym jedzeniem, dlatego podniosłam miskę i dorzuciłam kilka frytek do suchej karmy. Jednakże on był cwany i nie ruszył nawet grama karmy.

-Jeżeli teraz będzie chciał jeść z nami normalne jedzenie, to zwariuję - powiedziałam, patrząc na Thompsona. Dbaliśmy o to, by psiak jadł pełnowartościową karmę i od czasu do czasu dostawał warzywa lub owoce. Gdyby miało się to zmienić, to naprawdę mielibyśmy problem.

Chłopak nachylił się nad Skipperem z frytką między palcami.

-Dostaniesz to.

Wskazał na przedmiot, który trzymał.

Non-Toxic BondsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz