70. "Czy jeszcze pani maruda ma coś do dodania?"

44 3 28
                                    

Wkurzona brakiem rezultatów w poszukiwaniu pracy, rozejrzałam się po otoczeniu. Siedziałam na kanapie w salonie z laptopem na kolanach. Słońce wchodziło przez drzwi balkonowe i oświetlało całe pomieszczenie. Skipper leżał w przedpokoju z głową skierowaną na drzwi wejściowe. Wyczekiwał powrotu szatyna, co miało nadejść niedługo, ponieważ domofon powiadomił nas o wpisaniu kodu do klatki schodowej.

Ostatni raz spojrzałam na ekran komputera i nie znalazłam nic, co przykułoby moją uwagę. Na początku przeglądałam tylko oferty, które mnie zainteresowały. Pod koniec przeglądałam wszystko, jak leciało. Oczywiście nic nie znalazłam, co zirytowało mnie najbardziej. Skoro w każdym zawodzie były wygórowane wymagania, to jak miałam zacząć pracę? To było bezsensowne.

Brzdęk kluczy spowodował eksplozję energii u Skippera, który zaczął szczekać i biegać po korytarzu.

Natychmiast po wejściu do mieszkania przez chłopaka, Skipper zaczął się jeszcze bardziej cieszyć. Matt usiadł na podłodze i pozwolił psiakowi na przywitanie. Miałam na to świetny widok, ponieważ cała sytuacja rozgrywała się na wejściu do salonu.

Zwierzę wdrapało się na kolana szatyna i chciało dostać się do twarzy. Matt skutecznie mu to utrudniał i przekręcał głowę w prawo i w lewo. Słyszałam, jak pod nosem mówił coś w stylu „ojejku jak dużo miłości".

To nie był pierwszy raz, gdy widziałam takie akcje. Odkąd skończyłam szkołę i od czasu do czasu zostawaliśmy we dwójkę w mieszkaniu, to Skipper właśnie w taki sposób witał się ze swoim właścicielem. Nie widzieli się kilka godzin, a ten mały urwis zachowywał się, jakby nie widział go kilka, jak nie kilkanaście dni.

Witanie trwało około kilkunastu minut, a potem panowie się rozchodzili, jeden do posłania, a drugi zajmował się sobą po powrocie z pracy.

Wciąż nie wiedziałam, jaki powód miał Matteo, że jeszcze nie wygonił mnie do pracy. Nie rozumiałam, dlaczego nie chciał ode mnie pieniędzy. Mieszkałam z nim, korzystałam ze wszystkiego, więc logiczne było, że chciałam mu za to oddać. Pieniądze nie leżały na chodniku, musiał ciężko pracować na każdy grosz, a ja sprawiałam, że wydawał ich więcej.

Namówiłam go przecież na kolejnego członka rodziny, a to było dodatkowym wydatkiem. Matt rozpieszczał pupila i nie sprawiał wrażenia, żeby tego żałował.

Zanim chłopak pojawił się w salonie, zdążyłam odłożyć urządzenie na stolik. Nie chciałam słyszeć od niego pretensji. Jego słowa były proste i w jego głowie powinnam je zrozumieć, ale to nie było takie łatwe.

Dla ludzi z mojego otoczenia to mogło wyglądać, jakbym znalazła sobie sponsora. Dla mnie to była pomoc, którą będę musiała spłacić. Choćbym miała się zadłużyć, to przysięgłam sobie, że oddam mu te pieniądze.

Matteo zdążył się ogarnąć i zjeść obiad, a Skipperowi wróciła chęć na zabawę. Przynosił nam żółtą piłeczkę i oczekiwał na rzut. Jak tylko któreś z nas się zagapiło, to używał swoich ostrych zębów do podgryzania palców u stóp, by zwrócić na siebie uwagę.

Ponad tydzień temu zawieźliśmy znalezione płyty na komisariat, od tego momentu Skipper dostał dodatkowej mocy. Nie opuszczał nas na krok, jakby próbował nam coś powiedzieć, tylko znowu nie wiedzieliśmy, o co chodziło.

Od dwóch dni zachowanie zwierzęcia było kuriozalne. Gdy Matt siedział na kanapie, to wdrapywał się na nią i kładł na jego kolana, albo opierał się przednimi łapkami o klatkę piersiową. Lizał go po twarzy, domagał się głaskania, chciał, aby szatyn ciągle się z nim bawił. Wydawało mi się, jakby to im obojgu pasowało. Może sam Matt potrzebował atencji, a pies był idealnym kompanem do tego.

Non-Toxic BondsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz