80. "Zaraz się przekonasz."

35 3 43
                                    

Pozytywny lub negatywny.
Pozytywny lub negatywny.

To była jedyna myśl, która krążyła wokół mnie już jakiś czas. Nie miałam ochoty na pieszą podróż do budynku. Zostałam w aucie i czekałam, aż Thompson przyniesie wyniki i będziemy mogli poznać swoją przyszłość.

Minuty się dłużyły i to niemiłosiernie. W głowie liczyłam sekundy, a wyprostowany palec to była minuta. Nie wiedziałam, kiedy się zgubiłam, ale dalej liczyłam, tylko już bez większego znaczenia. To było coś na wzór liczenia baranów przed snem.

Wzrok skierowany miałam na główne wejście. Chciałam mieć to już za sobą i żyć normalnie. Niestety nie umiałam w tamtym momencie spowolnić swojego pulsu, dlatego przez większość czasu czułam to dziwne uczucie ciepła. Takie nieprzyjemne. Miałam wrażenie, że cała sytuacja była dla mnie na minus.

Matteo był w pomieszczeniu ze znajomymi, mógł się zagadać i w takim wypadku ja czekałam jak głupia, tylko na jeden wyraz.

Jeden wyraz, który miał mnie albo uspokoić, albo przysporzyć wielu problemów.

Najchętniej wyszłabym z samochodu i zajęła swój czas spacerem, ale zostawiliśmy Skippera w mieszkaniu. A to on mógłby trochę pomóc i przynajmniej nie myślałabym o tym dniu. Bałam się wszystkiego i nic nie zapowiadało się na zmianę. Nie wiedziałam dlaczego, ale mój rozum płatał mi figle i kolejny raz chciałam się pakować, aby mieć ułatwione i szybsze wykluczenie się z jego mieszkania i życia.

Bo zgubionych minutach, sześciu wyprostowanych palcach i czterdziestu sześciu sekundach zobaczyłam, jak drzwi od kliniki się otworzyły, a w nich stanął szatyn. Miał niezbyt zrozumiały wyraz twarzy, co podbiło bardziej moje myśli. Wydawało mi się, że szedł wolniej niż zwykle. Może specjalnie, a może po prostu przyglądał się kartce, którą trzymał w dłoni.

Gdy był kilkadziesiąt centymetrów od samochodu, moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej.

-Jak ci minął czas siostro?

Równocześnie z wybrzmieniem ostatniego słowa spojrzałam wprost na jego twarz. Po mojej lewej stronie siedział Matteo z grobową miną. Nie ujrzałam nawet w ułamku procenta uśmiechu lub błyszczących niebieskich tęczówek, które miały prowadzić do sytuacji, gdzie wiedziałabym, na czym stałam.

Z neutralną miną podał mi wyniki, zapiął pas, po czym odpalił silnik. Nie mogłam pojąć, jak to się działo, że zachowywał się normalnie. Gdybym po roku znajomości dowiedziała się o zmianie relacji z osobą, która ze mną mieszkała, to na pewno coś by we mnie pękło.

Niechętnie wczytałam się w opis badania i zmuszałam się, aby od razu nie zajrzeć na sam dół, gdzie były ostateczne wyniki.

Bardzo dobrze, że na samym początku mieliśmy podpisane próbki, ponieważ z cyframi mogłabym się pogubić.

Czytałam każdy wers i nic nie rozumiałam. To był dla mnie bardzo dziwny język, który był na dodatek obcy. Ludzie po medycynie znali jeden dodatkowy żargon.

Zdenerwowana swoją niewiedzą spojrzałam na sam koniec, aby już się ogarnąć. Pięciokrotnie sprawdziłam cyfry z próbek, tylko dlatego, żeby się upewnić.

Jak do mózgu dotarła ta informacja, to moja ręka wyskoczyła w stronę szatyna, niczym strzała z łuku. Uderzyłam go pięścią w ramię, bo ewidentnie miał dobry nastrój do żartowania.

-Ej, prowadzę! - powiedział nieco podniesionym głosem. Jego pretensje mało mnie w tamtym momencie obchodziły. Ja przychodziłam najważniejszą egzystencję w swoim życiu, a on bawił się nadzwyczaj świetnie.

Non-Toxic BondsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz