41. "Myślicie, że to coś poważnego?"

41 3 38
                                    

Gdyby ktoś kiedykolwiek dał mi możliwość zamienienia którejś decyzji w swoim życiu, nie zmieniłabym żadnej. Mimo wielu cierpień w końcu zawsze wychodziła tęcza, dobro wracało, tylko musiałam cierpliwie czekać. Przez całe swoje życie nie możemy być potępiani, musimy znaleźć to miejsce, w którym będziemy bezpieczni. Bezpieczeństwo to podstawa swobodnego życia, a w tym miejscu czułam się sobą. Czułam, że mogę wyrażać własne opinie czy uczucia. Nie zostanę osądzona tylko dlatego, że nie byłam idealna. I nie sprostam wymaganiom innych ludzi. Dlatego już nie potrzebowałam melisy. Od kilku miesięcy byłam czysta. Nie żyłam w ciągłym strachu o to, czy jak wrócę do domu, to będę musiała zmierzyć się z potworem. Przez kilkanaście lat ciągłych wyrzutów i wymagań już wiele rzeczy nie robiło na mnie wrażenia. Myślałam, że to było coś w rodzaju obozu przetrwania. Tylko że te obozy przeważnie trwały kilka tygodni, w moim przypadku liczba tygodni przewyższyła normy przewidywane dla nastolatków.

Moja wytrzymałość powinna być na maksymalnym levelu, lecz nie byłam tak silna psychicznie. Gdyby ktoś podniósł na mnie głos, to oczy zaszłyby mi łzami i nic nie mogłabym zrobić. Tego dnia pierwszy raz potrzeba porannej kawy, przewyższyła głód. Od rana nie miałam nic w ustach poza czarnym napojem, a raczej mlecznym. Nie mogłam przełknąć czystej kawy, więc zdecydowałam się na łagodniejszą wersję.

Właśnie popijałam letni napój i patrzyłam na to, co działo się przed blokiem. Ciągle pusta ławka teraz była okupowana przez szatyna w o dziwo niebieskiej bluzce z krótkim rękawem. Jak rano zobaczyłam, co na siebie ubrał, to byłam pod ogromnym podziwem. Do tej pory miał na sobie tylko ciemne ubrania i do tych się przyzwyczaiłam.

Jego włosy rozwiewał wiatr, który również powodował u niego drgawki. Ewidentnie pogoda była przeciwko nam, ciemne chmury i zimny wiatr przeszkadzał aktualnie tylko jemu. Siedział i jedyne co robił, to wzrokiem śledził Skippera, który był zadowolony, biegał jak szalony po całym zamkniętym placu. Nie zważał na nic, biegał po każdym pomoście i każdej ławce. Sam robił sobie tory przeszkód i nie miał oporów, by przebiec kilka razy po Matteo.

Mnie to już dawno wyprowadziłoby z równowagi. I jak mniemam, niedługo mogło się to stać również na podwórku. Niespożytkowane siły gdzieś musiał ulokować, w mieszkaniu nie miał gdzie, a na zewnątrz miał wiele możliwości, by się wyszaleć. Tak jak się spodziewałam, wystarczyło kilka okrążeń, a cierpliwość szatyna poszła w diabły. Jeszcze w locie złapał zwierzę i szybkim ruchem odbił się od ławki. Wracał do bloku, a postać na jego rękach wciąż wiła się i chciała wrócić na trawę. Chłopak nie był łaskawy i nie odpuszczał. Zniknęli mi z pola widzenia dopiero po wkroczeniu na teren osiedla. Odwróciłam się i weszłam w głąb pomieszczenia, oparłam się o stół i patrzyłam na szafki kuchenne. Chciałam wyobrazić sobie, jakby teraz wyglądało moje życie, gdybym tamtego dnia nie postawiła się Morganowi.

Czy teraz mocna kawa i energetyki byłyby moim życiem? Czy tylko to pomagałoby mi uczyć się non stop, by zaspokoić, rządzę o córce prawniczce? Nie wiedziałam, czy długo bym tak pociągnęła, prędzej czy później musiałabym pociągnąć za coś mocniejszego. Może nawet narkotyki. Czy prawnik z przeszłością narkotykową miał jakiekolwiek szanse? Nie powiedziałabym.

-To jakieś cholerne gówno. Kto to wymyślił? Powinni go skazać za taki wyczyn.

Wściekłość w jego głosie nie była taka jak zwykle. Nie była skierowana na ludzi tylko na coś, czego nie można było obwiniać. Szczekanie i kroki rozniosły się po mieszkaniu, a w pomieszczeniu zjawił się przemarznięty szatyn. Automatycznie złapał za mój kubek i wziął łyka.

-Jak możesz pić to zimne. Ohyda.

Oddał przedmiot i włączył czajnik z wodą. Wyciągnął swój ulubiony kubek i włożył do niego saszetkę z herbatą.

Non-Toxic BondsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz