66. "Chcesz mnie wywieźć do lasu i zgwałcić?"

41 3 52
                                    

Uczucie spalania, powolnego spalania żywcem powinno być nie do wytrzymania. Jednak w moim przypadku wciąż żyłam i nie czułam, by miał to być koniec mojego żywota.

Od kilku minut jechaliśmy drogą, którą już poznałam. Jakiś miesiąc temu też zmierzaliśmy w tę stronę.

Dlaczego jechaliśmy do restauracji? Czyżby Dakota jednak była częścią jego układanki? Zapowiedział odkrywanie kart, więc nie rozumiałam, dlaczego mieliśmy się tam wybrać.

Spojrzałam na szatyna, który spokojnie prowadził samochód. Zachowywał się, jakby jechał w to miejsce po raz milionowy w swoim życiu.

-Chyba nie jestem odpowiednio ubrana na wizytę w twojej ulubionej restauracji.

Miałam na sobie krótkie spodenki i zwykłą koszulkę z dinozaurem, który zjadał las. Matt też nie wyglądał na odpowiednio ubranego w tak eleganckie miejsce.

Właśnie dlatego, że byliśmy ubrani na luzie, to miałam wrażenie, jakby szatyn chciał coś jeszcze powiedzieć w tamtym miejscu. Próbowałam przewidzieć, co to mogło być, ale nie potrafiłam. Nie wiedziałam, czy Matt miał swoje ulubione miejsce na takie rozmowy.

-Spokojnie nie jedziemy na jedzenie. Chociaż znając życie, jak będziesz głodna, to coś dostaniesz.

Wcale mnie to nie uspokoiło, nie lubiłam żyć w niewiedzy, a on wprowadzał taką atmosferę.

Czułam delikatnie niepokój, dalej nie wiedziałam, gdzie podążaliśmy. O wiele bardziej wolałam wiedzieć, chociaż zalążek tego, co będziemy robić.

Jak minęliśmy zjazd do restauracji „U Billiego", to zaczęłam zastanawiać się, co było na północy miasta. 

-Chcesz mnie wywieźć do lasu i zgwałcić? - zapytałam, na co parsknął śmiechem. Nie wiedziałam, co miał na myśli i chyba nie chciałam tego wiedzieć. Przecież mogłam poznać o nim te gorsze rzeczy.

-Wiesz, że powiedziałaś coś takiego na naszym pierwszym spotkaniu?

To mnie nie pocieszyło, a wręcz przeciwnie. Oparłam głowę o szybę i chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, co się wtedy działo. Ile musiałam czekać na odpowiedź? Takie małe podpowiedzi nic mi nie dawały.

Przyglądałam się otoczeniu, którym mijaliśmy i nie miałam zielonego pojęcia, gdzie się znajdowaliśmy. Gdzie wylądujemy na końcu drogi?

Ciepło z dłoni chłopaka, która znajdowała się na moim udzie, nie pomagało. Zwykle jako dotyk był błogosławieństwem, a wtedy nie czułam nic.

-No już się nie fochamy. Obiecuję, że to miejsce jest miłe. Nic się nie stanie, a przynajmniej nie jestem w stanie tego przewidzieć.

Nagle Matt zjechał w dziwnie wyglądającą uliczkę. Po dwóch stronach drogi rosły wysokie drzewa, które dodawały mroku, chociaż w niektórych zakamarkach mogliśmy zauważyć przebłyski słońca. Po jakichś pięciuset metrach pojawiła się brama, która została otwarta przez chłopaka, który nacisnął guzik na pilocie przy kluczach. Co musiało tam być, żeby tak o to dbać?

Nie chciałam pytać o tę drogę, albo raczej nie mogłam, ponieważ doznałam lekkiego szoku. Nie wiedziałam, do czego to wszystko prowadziło.

Ta uliczka sprawiała, że czułam się okropnie, ponieważ przypominało mi to scenę z filmu „Piękne Istoty", gdzie Ethan jechał do domu wuja Leny Duchanees. Zaczęło robić się bardzo mrocznie, zupełnie tak jak w filmie.

Przez wspomnienia z filmu zaczęłam sądzić, że kierowaliśmy się do jakiegoś domu. Po kilku minutach jazdy przez ponury las wyłoniła się kolejna brama, która tym razem otworzyła się sama, jakby była na jakiś czujnik.

Non-Toxic BondsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz